Na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w San Sebastián główną nagrodą dla najlepszego filmu, czyli Złotą Muszlą, wyróżniono w tym roku „Niedziele” w reżyserii Alaudy Ruiz de Azúa. Choć to nieczęste w przypadku filmów, które łatwo sklasyfikować jako reprezentantów kina religijnego, produkcja spotkała się w swojej ojczyźnie z ogromnym zainteresowaniem, wywołując szeroką debatę, poświęconą m.in. edukacji religijnej. Paradoksalnie jednak, tak jak łatkę „filmu religijnego”, produkcji można próbować przykleić łatkę antyklerykalizmu, co może przysporzyć jej popularności w Polsce. Niezależnie od interpretacji, na tę popularność z pewnością zasługuje. W polskich kinach film będziemy mogli zobaczyć już 26 grudnia.
„Niedziele” to opowieść o 17-letniej Ainarze (w tej roli przekonująca debiutantka Blanca Soroa), która kończy szkołę średnią i staje przed koniecznością wyboru swojej życiowej ścieżki. W przeciwieństwie do koleżanek i kolegów z klasy nie chodzi jednak na spotkania z doradcą zawodowym, aby wybrać najodpowiedniejszy dla siebie kierunek studiów. Zamiast tego spotyka się w swojej katolickiej szkole z księdzem, który pełni w jej życiu rolę duchowego przewodnika. Jeździ też do pobliskiego klasztoru, gdzie przygląda się życiu za klauzurą. Nastolatka odkrywa w sobie zakonne powołanie. Poza własnymi rozterkami, związanymi głównie z zauroczeniem w koledze, musi zmierzyć się przy tym również z wątpliwościami zdezorientowanej rodziny.
Wychowując się bez przedwcześnie zmarłej matki, Ainara jest w szczególnej relacji z siostrą swojego ojca. W tę rolę wcieliła się Patricia López Arnaiz, która znakomicie oddała temperament zsekularyzowanej reprezentantki pokolenia ludzi urodzonych w drugiej połowie ub. wieku. Ciotka, która sama wierzy jedynie w zmiany klimatyczne, szanuje wiarę religijną bratanicy, ale nie potrafi jej zrozumieć. To właśnie dla niej odkrywane przez nastolatkę powołanie jest największym problemem. Nie może pogodzić się z tym, że 17-latka zrezygnuje z „prawdziwego” życia, aby zamknąć się w klasztorze z zakonnicami, które - jej zdaniem - same uległy manipulacji, a teraz manipulują Ainarą.
Szczerość (a może przesadna surowość?), z jaką autorzy pokazali w filmie codzienne życie klauzurowych zakonnic sprawia, że niezależnie od poglądów, widzowi trudno nie podzielać obaw kobiety. Obserwujemy zakonnice spożywające w milczeniu skromny posiłek, śpiewające o świcie Liturgię Godzin w chłodnym kościele czy rozmawiające o paście do zębów, o którą muszą się dopominać i o tym, że najbardziej tęsknią za perfumami. Kto chce takiego życia dla córki czy bratanicy?
Dlaczego młoda dziewczyna, która ma przed sobą całe życie, miałaby rezygnować z czerpania z tego życia, by oddać się modlitwie w klasztorze? Dla jakich powodów ma rezygnować z poznawania świata, podróżowania, budowania relacji z ludźmi i tego wszystkiego, z czego radość czerpią jej rówieśnicy? Ciotka Ainary tego nie rozumie i nie może rozumieć, bo dla niej rzeczywistość kończy się na tym, co materialne. Dlatego, chcąc dobra dla swojej bratanicy, robi co w jej mocy, aby uchronić ją przed tym, co odbiera jako zagrożenie. Ainara natomiast jest przekonana, że doświadczyła czegoś, co tę rzeczywistość znacznie przewyższa. „Ciociu, Jezus wkłada pragnienia w serca ludzi. (…) czuję się kochana przez Niego. To jest tak piękna miłość, że łatwo się jej poddać. (…) Prawdziwa i piękna miłość, która sprawia, że czujesz się tak dobrze” – opisuje to doświadczenie.
Film nie należy do łatwych w odbiorze. Momentami widzowi może wydać się, że akcja jest prowadzona zbyt monotonnie. Po chwili spostrzeże jednak, że takie tempo sprzyja wczuciu się w dramat bohaterów. Jeszcze bardziej pomaga w tym niezwykle przejmująca muzyka chóralna, idealnie wkomponowująca się w surowość zdjęć.
Niezależnie od tego, w co sami wierzymy, otaczają nas ludzie, którzy doświadczyli transcendencji, a to doświadczenie okazało się tak porywające, że są dla niego gotowi zrezygnować z tego wszystkiego, co normalnie uznajemy za warunki prowadzenia szczęśliwego życia. Warto obejrzeć „Niedziele”, by zmierzyć się z tą rzeczywistością. Ludziom wierzącym dzieło Ruiz de Azúa (notabene ateistki) przypomina natomiast, że wiara jest bardziej rzeczywistością doświadczenia niż poznania. Drogą słuszniejszą więc od przekonywania do Boga jest droga, która prowadzi człowieka do spotkania z Nim.
