Głos w sprawie zabrał prezydent Andrzej Duda, który – jak relacjonują media – przyznał, że nie zna szczegółów sytuacji. Niepokój wywołuje fakt, że głowa państwa nie była w pełni poinformowana o ruchach amerykańskich wojsk stacjonujących na terytorium Polski. Tymczasem szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz zapewnia, że wszystko odbywa się zgodnie z planem i zapowiedziami, a miejsce Amerykanów zajmą siły sojusznicze z Norwegii, Niemiec, Wielkiej Brytanii oraz Polski.

W tym samym czasie rosyjskie media informują o rzekomym związku wycofania wojsk z rozmowami pokojowymi między USA a Rosją, sugerując, że relokacja to efekt żądań Władimira Putina z 2021 roku. Choć Kreml oficjalnie zaprzecza takim doniesieniom, wciąż mogą one pozostawać jako potencjalna presja polityczna.

Jeszcze większe kontrowersje budzi informacja, że Pentagon rozważa zmniejszenie liczebności wojsk USA w Europie Wschodniej aż o połowę – z 20 tys. do 10 tys. żołnierzy. Eksperci, w tym Seth Jones z CSIS, ostrzegają, że może to być odebrane przez Rosję jako sygnał osłabienia odstraszania i zachęta do dalszych agresywnych działań.

W tle tej strategicznej rozgrywki pojawiają się napięcia na linii Waszyngton–Pekin. Jak podał prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, w Ukrainie pojmano chińskich żołnierzy walczących po stronie Rosji. Choć Pekin zaprzecza, wydarzenie to pokazuje, jak bardzo wojna na Ukrainie zyskuje wymiar globalny. Słowa Zełenskiego były wyraźnym sygnałem ostrzegawczym wobec USA: jeśli teraz wycofacie się z Europy, oddacie pole zarówno Rosji, jak i Chinom.

Równolegle Ameryka zaostrza kurs wobec Chin – Trump rozpoczął nową wojnę celną, nakładając nawet 125% taryfy na chińskie towary, a jego otoczenie coraz częściej wypowiada się o Pekinie w kategoriach zagrożenia egzystencjalnego. Wszystko to wskazuje na próbę strategicznego przeorientowania uwagi USA z Europy na Indo-Pacyfik.

Co to oznacza dla Polski i regionu? Obecnie w Europie stacjonuje około 84 tys. amerykańskich żołnierzy, z czego 10 tys. w Polsce. Jeśli liczba ta zacznie się zmniejszać, ciężar obrony wschodniej flanki NATO spadnie na państwa regionu. To z kolei stawia nowe wyzwania polityczne i militarne przed Warszawą, Bukaresztem, ale też Berlinem i Paryżem.

Jeśli Trump spełni swoje zapowiedzi i wycofa wsparcie militarne dla Ukrainy, a jednocześnie ograniczy obecność USA w Europie, jego administracja zapisze się na kartach historii jako ta, która zburzyła filary powojennego ładu międzynarodowego. Wówczas to już nie tylko Ukraina, ale cała Europa stanie przed dramatycznym pytaniem: czy potrafimy się obronić bez Ameryki?