Na blogu „Reunion 69” znaleźć możemy publikację tekstu Toameha, który pochyla się nad problemem asertywności arabskiego świata wobec naglącej potrzeby przygarnięcia pod swoje skrzydła uwolnionych palestyńskich więźniów.
Z setek zwolnionych przez Izrael, w ramach wymiany na uprowadzonych przez Hamas w czasie ataku 7 października 2023 roku Izraelczyków, palestyńskich więźniów – znaczna ich ilość wciąż pozostaje w Egipcie. Tam tymczasowo zakwaterowani w hotelach i szpitalach oczekują oni na to, że któreś z krajów arabskich zechcą ich przyjąć.
Ale państwa arabskie, być może poza majętnym Katarem, wcale nie kwapią się nadmiernie, by przygarnąć niejednokrotnie osadzonych za działania terrorystyczne Palestyńczyków.
Jak przekonuje Khaled Abu Toameh – „po tym, jak Palestyńczycy podjęli próbę obalenia swojego gospodarza, króla Jordanii Husajna w 1970 r., a następnie rozpoczęli wojnę domową w Libanie, potem zaś, gdy zostali przyjęci w Kuwejcie, stanęli po stronie prezydenta Iraku Saddama Husajna, gdy ten dokonał inwazji na Kuwejt w 1990 r., trudno obwiniać którykolwiek z tych krajów”.
Państwa arabskie najzwyczajniej obawiają się o własne bezpieczeństwo w kontekście potencjalnego wpuszczenia w swoje granice grupy palestyńskich zwolenników lub aktywistów terrorystycznego Hamasu.
Tunezja odmówiła przyjęcia jakiegokolwiek palestyńskiego więźnia, a Algieria choć nieco mniej asertywna w warstwie narracyjnej, realnie de facto przyjęła jednak w tej sprawie postawę podobną do Tunezji.
Jednocześnie bardzo wyraźnie w ostatnich latach spadło finansowanie Autonomii Palestyńskiej przez bogate kraje arabskie, czego wymownym przykładem jest Arabia Saudyjska.