Choć czas przejścia wyniósł około 26 dni, w porównaniu do tradycyjnych tras przez Kanał Sueski (około 40 dni) lub Przylądek Dobrej Nadziei (do 50 dni) to znaczące skrócenie.

Dla Polski ten rejs oznacza coś więcej niż tylko ciekawostkę – to sygnał zmieniającej się logistyki globalnej i nowe możliwości dla polskich portów, w szczególności gdy mowa o hubie dla Europy Środkowej. Trasa ta może przyciągnąć większy ruch kontenerowy do portów trójmiejskich, co rodzi jednocześnie wyzwania związane z rozbudową infrastruktury kolejowej i drogowej.

W kontekście portu w Gdańsku i sąsiedniej Gdyni wymienia się projekty takie jak modernizacja linii kolejowej 201, budowa „Drogi Czerwonej” czy przekształcenie estakady — ich powodzenie może zadecydować, czy Polska znajdzie się w czołówce nowych korytarzy przewozowych, czy też zostanie z tyłu.

Z logistycznego punktu widzenia korzyści są jasne: krótszy czas dostawy oznacza mniejsze koszty magazynowania i obrót towarów może przyspieszyć. Jednakże warunki na trasie arktycznej wciąż pozostają wymagające — statek nawet zaledwie zbyt pełną prędkością nie płynął, ze względu na trudności takich jak lód i sztormy.

Dla Polski to moment wyboru: albo inwestujemy teraz w infrastrukturę i wykorzystujemy nadchodzącą zmianę w globalnej logistyce, albo ryzykujemy, że nasz port i cały region pozostaną na uboczu nowego podziału przewozów.