Jestem młodą około 30-letnią kobietą. Na początku lutego 2017 roku trafiłam do szpitala z przeraźliwym bólem prawego podbrzusza. Wykluczono wyrostek, przyjęto wstępną diagnozę zapalenie przydatka i zaczęto mnie faszerować antybiotykami. Doszły kolejne wyniki i okazało się, że mam poważny stan zapalny (CRP 69), ale także bardzo podwyższony marker wskazujący na nowotwór jajnika CA125 (wynik: 590, norma: <35). Choć większość szpitalnych lekarzy wyrobiło już sobie opinię co do mojej choroby (podejrzewając najgorsze), to jednak mój ginekolog prowadzący tchnął we nie ducha nadzieji, mówiąc, że trzeba powtórzyć badanie za kilka dni, kiedy zapalenie będzie mniejsze. Faktycznie – w trakcie antybiotykoterapii wynik spadł do 190, przy wyjściu ze szpitala do 170 (norma: <35). Wszystko wskazywało na to, że pierwotne złe wyniki były skutkiem zapalenia, co się zdarza. Jednak dostałam polecenie powtórzenia badań po okresie 3 tygodni. Dla spokoju dostałam skierowanie na najbardziej specjalistyczne badanie, które wykrywa złośliwość nowotworową zmian na jajnikach, test ROMA, składający się z kilku badań, "tak dla świętego spokoju". Po trzech tygodniach zrobiłam test ROMA i wyniki były jednoznaczne: algorytm ROMA – mówiący o tym, czy jest nowotwór, ponad dwukrotnie przekraczał normę (wynik: 29, norma: do 11,5) i opatrzony był napisem "wysokie ryzyko raka jajnika". Doznałam szoku. Ja, młoda dziewczyna, z mnóstwem planów, jeszcze bez dzieci, o których jednak marzę, taka diagnoza… Była przy mnie moja Mama, która dzielnie czytała w internecie interpretację takich wyników, czy to oznacza tylko jedno, ponieważ ja nie byłam w stanie. Z tego, co wyczytała, to raczej wszytko wskazywało na to, że to rak. Od razu, w tej samej chwili przy pomniałam sobie o Nowennie Pompejańskiej i o ty, że Maryja już kiedyś mnie wysłuchała. Moja Mama podjęła wyzwanie ze mną i zaczęłyśmy się modlić jeszcze tego samego dnia. Na drugi dzień zadzwoniłam do lekarza, który był trochę zaniepokojony, ale kazał powtórzyć badanie za 1,5 miesiąca. Myślałam, że nie przeżyję tych 6 tygodni, że zwariuję z niepokoju i strachu. Jednakże już od drugiego dnia odmawiania NP ogarnął mnie, ale także moją Mamę niesamowity spokój i przekonanie, że musimy trwać w modlitwie.
Podczas całej Nowenny Pompejańskiej byłam przybita, ale jednocześnie przedziwnie spokojna, i w stabilnym stanie psychicznym. Miałam różne bóle, plamienia i objawy, które wg internetu wskazywały na najgorsze. Mimo to codziennie odmawiałam modlitwę, w intencji UZDROWIENIA mnie, nie poddając się panice. Spotkałam w międzyczasie wiele osób na swojej drodze, które naprawdę mnie wsparły i pomogły. Zaczęłam pić regularnie krwawnik i robić okłady z olejku rycynowego, ponieważ przeczytałam, że wspomagają one walkę ze schorzeniami jajników. Tkwiłam w modlitwie – czasami po nocach, czasami przysypiając. Zdarzyło się, że zasnęłam dwa razy jednej nocy podczas odmawiania różańca i dwa razy zostałam obudzona dźwiękiem jakby ktoś dzwonił mi nim koło ucha. Na drugi dzień rano moja Mama, któa odmawiała Nowenne w drugim pokoju, powiedziała, że też przysnęła i coś uderzyło ją w głowę. Jakby Anioły Boże, albo sama Maryja pragnęła, abyśmy nie przerwały ciągłości odmawiania modlitwy. Wciąż miałam plamienia, ale bóle zaczęły ustępować. Jajniki już mnie prawie w ogóle nie bolały. W międzyczasie wynajmowałam też w innym mieście mieszkanie (studiuję), za które musiałam płacić, umeblowane całe moimi meblami, nie miałam czasu ani gotowości psychicznej, żeby pojechać z dnia na dzień i wszystko posprzedawać i zwolnić mieszkanie. Nagle zadzwoniła koleżanka, że rezygnuje ze swojego mieszkania i czy mogłaby wprowadzić się do mnie!! Teraz dzieliłyśmy się czynszem po połowie.
Zbliżał się dzień badan, 4/04/2017, a ja coraz bardziej byłam niespokojna, ale jednak opanowana. Jednocześnie coraz częściej myślałam o Bogu, zapragnęłam pójść do spowiedzi i regularnie przyjmować Eucharystię. Kiedy przyszedł dzień badań ginekolog po badaniu USG stwierdził, że jest nadal wielka torbiel na lewym jajniku. Nadal miałam plamienia. Na drugi dzień poszłam pobrać krew. Wynik po 2 dniach był do odczytania w internecie. Zabrakło mi odwagi, żeby go sprawdzić, wpadłam w histerię i postanowiłam, że nigdy go nie odczytam. Czułam, że moja psychika zaczyna się łamać i nie byłam pewna, czy nie zwariuję. Świadomość, że po odczytaniu wyniku, moje życie może się diametralnie zmienić, ponieważ dostanę diagnozę jak wyrok mroziła mnie. Zaczęłam szukać psychologów w moim mieście. Wtedy w geście desperacji i rozpaczy czekając na Mamę która poszła po zakupy, siedząc sama w samochodzie, zaczęłam płakać i błagać Jezusa Chrystusa, aby zabrał ode mnie strach, dodał mi siły i uzdrowił mnie. Żarliwie do o to prosiłam. Tylko raz w życiu zdarzyło mi się tak żarliwie prosić JHS o pomoc – kiedy rok wcześniej rozstałam się z chłopakiem. Wtedy miałam złamane serce, którego fizyczny ból był nie o zniesienia. Pewnej nocy serce rwało tak bardzo, że zaczęłam błagać Jezusa o uleczenie mojego złamanego serca i od tamtej nocy, chociaż potem cierpiałam jeszcze długo duchowo, już nigdy nie bolało mnie fizycznie serce!! Tym razem Jezus Chrystus znowu wysłuchał mojej prośby. Kiedy w rozpaczy przez łzy, błagałam o spokój, siłę i zdrowie, nagle poczułam wielkie światło wokół mnie i poczułam olbrzymi spokój w sercu! Mama wróciła do samochodu i byłą zdziwiona, bo ja się uśmiechałam i mówiłam, że przestałam zupełnie czuć strach za sprawą Jezusa Chrystusa, że jestem spokojna. Jednakże postanowiłam jednocześnie, że wyniki mnie nie interesują i ich nie sprawdzę dopóki nie skończę Nowenny. W międzyczasie byłam coraz bardziej uzdrowiona, ale duchowo!! Zaczęłam regularnie chodzić do Kościoła, a w Wielką Sobotę poszłam do spowiedzi pierwszy raz od dłuższego czasu, a potem byłam na liturgii Wielkanocnej, trwającej 5 godzin, płącząc ze szczęścia i uczestnicząc w odnowieniu przyrzeczeń Chrztu Świętego. Tak dobrnęłam do końca pierwszej Nowenny Pompejańskiej w intencji UZDROWIENIA – byłam spokojna i uzdrowiona duchowo. Czysta i praktykująca. Czy uzdrowiona fizycznie? Nie wiem, Dalej brakowało mi odwagi, żeby zaglądnąć do wyników. Na samą myśl, że mam je sprawdzić, ogarniał mnie strach i panika.
Prawie od razu zaczęłam odmawiać kolejną Nowennę w tej samej intencji, tylko tym razem modliłam się o UZDROWIENIE moich jajników, przydatków, macicy, dróg rodnych i całego ciała. Moja Mama podjęła znowu wyzwanie ze mną. Chociaż nie wiedziałam, czy Matka Boska wysłuchała moją poprzednią Nowennę, wolałam dalej się modlić niż sprawdzać wyniki. Nikt nie mógł do mnie przemówić i przekonać mnie do ich sprawdzenia. Obserwowałam jednak, że oprócz bólów ustąpiły też plamienia. Jedyne co pozostało, to to, że miałam bardzo mocne miesiączki. Jednak pojawiło się nagle jakieś wielkie zwątpienie. Pewnego dnia odmawiałam Nowennę z Mamą i powiedziałam jej, że ja już nie mam sił, że nie wierzę, że to zwykłe klepanie, że to nie działa na pewno. W tym czasie miałam mocne zapalenie gardła, które rwało jak szalone już od jakichś 7 dni, nic nie pomagało, kiedy wypowiedziałam słowa zwątpienia…akurat przechodziłam do części Chwalebnej, przed którą, jak zwykle powtórzyłam intencję, nie wiem dlaczego wymówiłam kilka razy zdrowie, zdrowie, zdrowie…i w tym momencie poczułam, jakby ktoś posmarował moje gardło jakimś środkiem znieczulającym. W jednej chwili przestało boleć, pojawiło się w nim przyjemne uczucie chłodu i ulgi!! Odzyskałam głos! W tamtej chwili przeszło całe zapalenie gardła. DOstałąm od Matki Bożej znak, żeby nie wątpić, żeby się modlić!! Że ona działa cuda! Ze zdwojonym zapałem odmawiałam II Nowennę dalej. W międzyczasie zaczęłam starać się o pracę w moim mieście, którą dostałam. Coś zaczęło się we mnie przełamywać i postanowiłam, że zrobię sobie na razie zwykłą morfologię…zamiast sprawdzać wyniki specjalistyczne sprzed 1,5 miesiąca, bo "przecież jeśil jest coś nie tak, to morfologia też będzie niedobra". I była…ale…
To był Dzień Matki. Odebrałam z Mamą wyniki morfologii, które sprawdziłyśmy. Okazało się, że mam za niską hemoglobinę i hematokryt. Przeraziłam się i załamałam…kiedy Mama wyszłam z samochodu, żeby iść na rynek, szybko, trzęsącymi się rękami postanowiłam, że sprawdzę wyniki sprzed 1,5 miesiąca. Te, które robiłam jeszcze w trakcie części Dziękczynnej mojej I Nowenny Pompejańskiej. Pomyślałam sobie, że skoro morfologia nie jest ok, to na pewno tamte wyniki też były złe, więc nie ma już co sobie robić nadziei, tylko trzeba przyjąć z godnością prawdę. Serce waliło mi chyba w głowie!! Ściągnęłam wyniki, których sprawdzanie odkładałam 1,5 miesiąca! Otworzyłam plik….czytam…okazało się, że mój nowy wynik to 6,4 (Norma: <11,9). Wynik jednoznaczny – nie mam nowotworu!! Jestem zdrowa!! Maryja wysłuchała mojej prośby już podczas odmawiania I Nowenny!! A leciutko za niska hemoglobina, to wynik dużej utraty krwi podczas miesiączek. Niedługo idę do ginekologa – już spokojna, mam dobre wyniki!! Zmiany nie są złośliwe!
Tego samego dnia pojechałam do kościoła i podarowałam Maryji białą rożę, płacząc pod jej obrazem. Zostałam obdarzona łaską uzdrowienia!! to był cud!!
Módlcie się, bo Maryja nie opuści nikogo w potrzebie!