Była to Niedziela Palmowa (na Ukrainie zwana Werbną) będąca dla Ukraińców tak samo ważnym dniem, jak i dla Polaków. Panowała bardzo dobra słoneczna wiosenna pogoda. Centrum miasta było pełne ludzi. Istnieją dyskusje odnośnie tego, jakiej konkretnie głowicy użyli Rosjanie, ale na pewno wiemy, że zawierała ona dużą liczbę elementów rażących. Stąd tak wielka liczba ofiar wśród przypadkowych cywili.
W trakcie ostatnich dwóch dni rozpętała się wielka dyskusja odnośnie celów rosyjskiego ataku i tego, kto ponosi za to winę. Odpowiedzi na te pytania, wydawałoby się, są bardzo proste. Rosja i Rosja. Strona, która zaatakowała. Jednak już w pierwszym dniu ataku pojawiły się informacje, iż w centrum Sum miało mieć miejsce jakieś zebranie wojskowych. Czy było to zebranie oficerów czy szeregowych odznaczonych za zasługi – dokładnie nie wiadomo. Nie wiemy również, o jaką liczbę wojskowych chodzi. Zaczęły więc pojawiać się analizy sugerujące, iż współwinni śmierci cywili są ukraińscy decydenci i dowództwo, które zorganizowało to spotkanie, a Rosjanie tutaj są tylko stroną, która uznała wojskowych za uprawiony cel i nieco źle wycelowała, więc cywile są po prostu przypadkowymi ofiarami ataku na cel wojenny.
Ta dyskusja rodzi ciekawy moralny problem. Oczywiście z punktu widzenia prawa międzynarodowego jest to bez dyskusji zbrodnia wojenna, ponieważ nawet jeżeli grupa wojskowych przebywałaby w tym miejscu, nadal nie jest to cel uprawniający do ataku, jeżeli naraża się w ten sposób wielką liczbę cywili. Jednak mówimy tutaj bardziej o nastrojach społecznych i dyskusji o tym, czy przebywanie wojskowych w mieście czyni z miasta uprawniony do ataku cel. Okazuje się, że dla wielu ekspertów komentujących tą sytuację na zachodzie, którzy wychowani są w kulturze, gdzie życie ludzkie, a tym bardziej cywila ma najwyższą wartość, winę w tej sytuacji ponosi nie Rosja, tylko ukraińscy wojskowi.
Paradoksem tego typu myślenia jest jednak to, że prowadzi ono wprost do usprawiedliwienia rosyjskich zbrodni na cywilach i w zasadzie do skłócenia społeczeństwa z armią w interesie agresora. No bo w ramach takiej logiki każda próba obrony miasta przez wojskowych naraża to miasto na uprawniony atak ze strony agresora, a więc ta sama logika podpowiada, że należy się z miasta wycofać i go poddać by nie narażać cywili.
W wypadku ataków podobnych do tego w Sumach, nie ma również różnicy odległość od linii frontu. Iskander jest w stanie porazić każdy punkt na mapie Ukrainy. Więc w ramach tej samej logiki każde zebranie wojskowych na terenie kraju naraża cywili na rosyjski atak, natomiast z oczywistych powodów nie koncentrować się w ogóle w żadnej lokacji w liczbie większej niż kilka osób wojskowi nie mogą. W sytuacji, kiedy państwo powołuje milionową armię, przebywanie jej w wyznaczonych miejscach dyslokacji i koszarach jest niemożliwe. Tym bardziej jeżeli mówimy o linii frontu i miastach przyfrontowych. Te miasta wręcz są wypełnione ludźmi w mundurach. Sumy swoją drogą tak samo są takim miastem będącym logistycznym zapleczem frontu kurskiego. W tej sytuacji bardzo łatwo jest o usprawiedliwienie każdego ataku na cywili tych miast poprzez znajdowanie się w nich pewnych grup wojskowych.
Paradoksem więc tej dyskusji, której celem niby jest troska o życie niewinnych, jest to, że w rzeczywistości może ona prowadzić do normalizacji ataków na cywili i przeniesienia odpowiedzialności za te ataki z agresora na ofiarę.