Wśród osób, które zaczęły już w trakcie tych strasznych wydarzeń zbierać informacje i relacje o przebiegu wypadków była licząca sobie w 1970 roku 34-letnia dziennikarka pochodząca z Gdyni Wiesława Kwiatkowska. Była córką robotnika portowego. W czasie II wojny światowej została wysiedlona przez Niemców wraz z rodziną do wsi Kowala Stępocina pod Radomiem. Po wojnie natychmiast powróciła do Gdyni i ukończyła filologię polską na Uniwersytecie Gdańskim. Ustalenie prawdy o wypadkach grudniowych stało się jej misją życiową. W latach 1980-1981 zgłosiła się do sekcji historycznej Zarządu Regionu Gdańskiej Solidarności, gdzie na nowo podjęła zbieranie relacji od uczestników tragicznych wydarzeń w 1970 roku.
Gdy nastąpił stan wojenny została aresztowana za kontynuowanie działalności związkowej. Sąd Marynarki Wojennej w Gdyni skazał ja na bardzo surowy, nawet jak na ówczesne lata, wyrok pięciu lat więzienia. Od wyroku obrońcy Wiesławy Kwiatkowskiej odwołali się do Najwyższej Izby Wojskowej, która złagodziła wyrok. W rezultacie Kwiatkowska wyszła na wolność w marcu 1983 roku i kontynuowała działalność podziemną w trójmiejskiej prasie tajnych struktur związku. Jednocześnie nadal zbierała świadectwa osób, które na własne oczy widziały wydarzenia grudnia 70. Złożyły się one na wydaną pod ziemią nakładem archiwum „Solidarności” książkę z 1986 roku pod nazwą „Grudzień 1970 w Gdyni”. Nic dziwnego, że gdy gdańska „Solidarność” stała się współudziałowcem lokalnego „Dziennika Bałtyckiego” Kwiatkowska kontynuowała w nim swoje dziennikarskie śledztwa dotyczące winy za doprowadzenie do masakry. Tym tematom poświęcone były kolejne książki „Grudniowa apokalipsa” z 1993 roku i „Są wśród nas” (wspólnie z Izabellą Gryczanik-Filipp) z 2000 roku.
W 1994 roku jako dziennikarka „Dziennika Bałtyckiego” Wiesława Kwiatkowska zaczęła relacjonować proces gen. Wojciecha Jaruzelskiego, który miał wymierzyć mu sprawiedliwość za jego decyzje, które doprowadziły do gdyńskiej masakry. Proces ten wywoływał ogromne kontrowersje, gdyż w skład sądu według licznych opinii wyraźnie unikał szybkiego zakończenia procesu., Powoływanie ciągle nowych świadków czy powtarzająca się absencja głównego oskarżonego która usprawiedliwiały zaświadczenia lekarskie wydłużała postępowanie sadowe w nieskończoność.
W jednej z relacji procesu Wiesława Kwiatkowska zacytowała opinię że główny sędzia prowadzący proces Włodzimierz Brazewicz miał jeździć do Warszawy, aby uzgadniać wyrok z politykami będącej wówczas u władzy postokomunistycznej władzy SDRP. Brazewicz uznał publikację Kwiatkowskiej za obrazę sądu. Sam opisywałem wówczas śledztwo a później proces, który objął Wiesławę Kwiatkowską. Ustaliłem, że Brazewicz był wówczas w budynku sejmu. Świadczył o tym wpis w bibliotece sejmowej. Każdy kto zna funkcjonowanie sejmu wie, że odwiedzając bibliotekę sejmową można bez trudu przejść czy to na teren restauracji sejmowej czy też wręcz do lokal klubów sejmowych. Teza, że mogło dojść do spotkania Brazewicza z politykami SLD nie była więc pozbawiona podstaw. Sędzia Brazewicz odrzucił tego typu sugestie twierdząc, że odwiedził wyłącznie bibliotekę sejmową a wizyta ta była związana wyłącznie z potrzebą zapoznania się z fachową literaturą prawniczą. I ten argument nie przekonywał do końca gdyż biblioteka sejmowa nie jest żadną specjalistyczną placówką specjalizującą się w literaturze dotyczącej teorii czy praktyki prawa karnego. Niezależnie od tych wątpliwości sąd w Gdańsku uznał, że Kwiatkowska dopuściła się obrazy sądu i skazał w 1995 roku dziennikarkę na 3 miesiące więzienia w zawieszeniu.
W Gdańsku ponuro żartowano, że Kwiatkowska była jedyną osobą skazaną za grudzień 1970. Ten ponury żart wynikał z faktu, że proces gen. Jaruzelskiego nie zakończył się skazaniem człowieka, który w grudniu 1970 pełnił funkcję Ministra obrony Narodowej i podlegały mu oddziały Ludowego Wojska Polskiego, które współodpowiadały za masakrę grudniową. Niesprawiedliwy werdykt załamał Wiesławę Kwiatkowską. Wpadła w głęboką depresję, zapadła na zdrowiu, jej aktywność dziennikarska znacznie się zmniejszyła. W końcu po licznych chorobach 18 czerwca 2006 roku zmarła. Jej pogrzeb był demonstracją ludzi dawnego podziemia Trójmiasta, którzy w ten sposób zaprotestowali przeciwko hańbie skazania jej mimo wielu wątpliwości wobec zachowania sędziego Włodzimierza Brazewicza.
Z inicjatywy prezydenta Lecha Kaczyńskiego przy ogromnym zaangażowaniu ministra w kancelarii prezydenckiej Macieja Łopińskiego u podnóża pomnika Grudnia’70 została wmurowana tablica ku czci Wiesławy Kwiatkowskiej jako niezłomnej bojowniczce walki o prawdę o gdyńskiej masakrze. W 2006 roku prezydent Kaczyński nadał pośmiertnie Wiesławie Kwiatkowskiej Krzyż Oficerski orderu Odrodzenia Polski. W 2016 roku również pośmiertnie była działaczka podziemia otrzymała Krzyż Wolności i Solidarności.