Z mieszkańcami w rejonie rozmawiali dziennikarze „Gazety Wyborczej”.
- „Wiem, że to, co powiem, jest przerażające, ale w tym roku Wody Polskie ani razu nie kosiły wałów. Nie mogły więc dokonać porządnego ich przeglądu. To pokazuje, że ta instytucja jest fikcją. Nasze bezpieczeństwo też jest fikcyjne”
- stwierdził w rozmowie z dziennikiem pan Andrzej z gminy Bojadła.
Przerażeni mieszkańcy, którzy pamiętają powodzie z 1997 i 2010 roku, interweniowali w zlewni w Zielonej Górze. Jak relacjonuje pan Andrzej, kiedy wreszcie dodzwonił się do właściwego urzędnika, ten stwierdził, iż „wiedzą, że powinni kosić, ale nie zdążą już tego zrobić”.
- „Spławili mnie. To skandaliczne”
- mówi mężczyzna.
Podobnie potraktowana została Kinga Koziarska ze Starej Wsi,
- „Pan z Wód Polskich powiedział, żebyśmy nie siali paniki”
- opowiada.
Ludzie więc chwycili za kosy, aby samemu skosić wały. Problem w tym, że z uwagi na zagrożenie powodziowe, przebywanie na wałach jest zabronione.
- „Albo stracą dorobek życia, albo dostaną mandat. Wybierają to drugie”
- podsumowuje „Wyborcza”.