Fronda.pl: Od kilkunastu dni coraz więcej słyszymy o migrantach, których do Polski przywożą niemieckie służby. Władze zaczęły jakoś reagować dopiero, kiedy w mediach pojawiły się zdjęcia niemieckiego radiowozu, którym przewieziono na polską stronę rodzinę migrantów. Pan Poseł rozpoczął dziś kontrole wzdłuż zachodniej granicy. Wiemy o jakiej skali problemu mówimy, ilu migrantów w ostatnim czasie mogło trafić do naszego kraju z Niemiec?

Poseł Dariusz Matecki, Suwerenna Polska: Skali nie znamy i obawiam się, że jej nie poznamy. Przed chwilą na dworcu PKS w Szczecinie usłyszeliśmy od pracowników ochrony, że tak naprawdę każdej nocy przyjeżdżają migranci z Niemiec. Pojawiła się liczba 7,5 tysiąca, ale moim zdaniem może to być skrajnie niedoszacowane. Sądzę, że oficjalnych liczb nie poznamy nigdy.

Mówimy o ludziach bez dokumentów. Część z nich ma twierdzić, że do Niemiec wcale nie dostali się przez terytorium Polski, a mimo to są do Polski wywożeni. Co dzieje się z tymi osobami, kiedy trafiają do naszego kraju? Polskie służby mają nad tym realną kontrolę?

Tego właśnie próbujemy się dowiedzieć. Byliśmy w Placówce Straży Granicznej w Szczecinie, odwiedzamy komisariaty Policji. Niestety, właściwie nikt nie chce udzielać odpowiedzi. Zostawiamy pisma z pytaniami, chcąc dowiedzieć się przede wszystkim, ile tych osób jest i gdzie te osoby trafiają. W tej chwili jedziemy do ośrodka dla uchodźców, do którego nie wpuszczono red. Aleksandry Fedorskiej. Sprawdzimy czy zostanę tam wpuszczony jako poseł, żeby zobaczyć, ile osób przebywa w tym ośrodku.

Mówimy o kwestii dotyczącej bezpieczeństwa naszego kraju. To wszystko powinno być jawne i transparentne. O tym powinny być konferencje marszałka Sejmu i premiera. Zamiast mówić o pośle, który wszedł sobie na dach zrobić zdjęcie, powinni oni skupić się na bezpieczeństwie. Na kwestiach związanych z bezpieczeństwem na polsko-białoruskiej granicy, szlakami migracyjnymi i migrantami podrzucanymi nam przez Niemców. Tym żyje dziś cała Polska i to wszystko powinno być po prostu jawne. Tymczasem nawet poseł, który jedzie do placówki Straży Granicznej, nie uzyskuje tam informacji.

Razem z niemieckimi pushbackami i migrantami przedostającymi się do kraju przez granicę z Białorusią, pojawiają się kolejne doniesienia o niebezpiecznych incydentach z udziałem cudzoziemców. Mamy już w Polsce do czynienia z tym, z czym zmagają się kraje Europy Zachodniej?

Myślę, że to jest tego początek. Jeżeli wczoraj islamskie „Święto Ofiarowania” zgromadziło w Szczecinie 200-300 ludzi pochodzących z Bangladeszu, to widzimy, że są już podstawy i będzie to kiełkować. Na Zachodzie najpewniej podobnie to wyglądało. Tam również na początku nie widziano imigrantów na każdej ulicy, nie powstawały getta i strefy „no go”. Najpierw ludzie po prostu przyjeżdżali do pracy, a później przerodziło się to w masową migrację i znacznie obniżyło poziom bezpieczeństwa. Sądzę, że w Polsce właśnie zrobiono pierwszy krok w tym kierunku. W mojej ocenie wielkim błędem była decyzja naszego rządu, w ramach której zgodzono się na legalne wizy pracownicze, chociaż jestem w tej kwestii odosobniony. Ale bardzo wielkim błędem było to, na co w 2015 roku zgodził się Donald Tusk, co rząd Zjednoczonej Prawicy zablokował, a na co dziś ponownie Donald Tusk się godzi. Czyli relokacje migrantów z takich krajów jak Hiszpania, Włochy, Niemcy czy Szwecja do Europy Wschodniej, w tym do Polski.

W odpowiedzi na doniesienia o tych incydentach, ze strony obozu władzy zaczynają padać oskarżenia o rasizm. Taka narracja rządzących jest w stanie przykryć problem i zniechęcić Polaków do wyrażania sprzeciwu wobec napływu nielegalnych migrantów?

Powiedziałbym, gdzie mam zdania na temat tego, że jestem rasistą, ale nie wypada używać takich słów w wywiadzie. I to moim zdaniem powinno być podejście każdego rozsądnego człowieka, który nie chce, aby jego żona, córka czy matka bały się wieczorami wychodzić z domu. Mogą mnie nazywać rasistą, homofobem, ksenofobem… Zupełnie nie interesuje mnie opinia przedstawicieli „Gazety Wyborczej”, TVN-u czy Koalicji Obywatelskiej.

Czekamy na wejście w życie paktu migracyjnego, którego rządzący najpewniej nie zdecydują się zaskarżyć do TSUE. W maju weszła w życie dyrektywa UE o wyrównywaniu warunków przyjmowania i zapewnieniu porównywalnych warunków życia imigrantom we wszystkich państwach członkowskich. Dotychczas przybywający do Polski migranci nie byli zainteresowani pozostaniem w naszym kraju, bo chcieli kierować się do Niemiec, gdzie liczyli na większą pomoc socjalną. Teraz Polska ma zapewnić im taki sam poziom pomocy. Jakim obciążeniem finansowym dla Polski może być unijna polityki migracyjna?

Te przepisy mają obowiązywać od 2026 roku i wynika z nich, że migranci mają dostawać „tygodniówki” o równej wysokości we wszystkich krajach członkowskich. Wynikałoby z tego, że Polak, który stracił pracę i korzysta z zasiłku, mógłby liczyć na pomoc w mniejszym wymiarze niż człowiek, który nigdy w Polsce nie przepracował ani jednego dnia, tylko po prostu do Polski przyjechał.

Mówimy o ogromnych kosztach dla państwa. Nie jest to tylko kwestia wypłacania imigrantom totalnie absurdalnych i nienależnych świadczeń. To kwestia prób integracji tych ludzi. Przykład Europy Zachodniej pokazuje przy tym, że te próby często kończą się fiaskiem. Dalej są to koszty społeczne. W sytuacji spadającego poziomu bezpieczeństwa, są to interwencje policji. Często jest to utrata dobytku obywateli. Ta fala przestępczości zaraz może nadejść. Te koszty są bardzo trudne do oszacowania. Moim zdaniem będą dużo większe niż kwota, którą dostaniemy w ramach pożyczki na KPO.

W ubiegłym tygodniu wiele emocji wywołały informacje na temat złej kondycji finansowej Narodowego Funduszu Zdrowia. Problem nielegalnej migracji rzutuje również na wydolność polskiego systemu opieki zdrowotnej. Zwrócił Pan uwagę na sprawę niezapłaconych rachunków za leczenie nieubezpieczonych cudzoziemców. To problem marginalny, czy mówimy tu o większej skali?

Skierowałem interpelację do Ministerstwa Zdrowia, aby się tego dowiedzieć. W artykule opublikowanym w 2023 roku na portalu Rynekzdrowia.pl opisano sytuację obywatela Zimbabwe. Akurat w tym przypadku mówimy o legalnym pobycie studenta. W 2021 roku uległ on wypadkowi. Najpierw trafił na oddział intensywnej terapii, a w 2022 roku do kliniki neurologii. Koszty jego leczenia już w chwili publikacji artykułu wyniosły ponad milion złotych. Jego państwo ani jego rodzina nie chcieli ściągnąć go do siebie, wobec czego polski podatnik musi płacić za jego leczenie. Wiem, że dotykamy tutaj kwestii humanitarnych. W moim przekonaniu każdy powinien otrzymać podstawową pomoc medyczną. Mówimy jednak o przyjęciu dziesiątek czy setek tysięcy cudzoziemców nieopłacających składek zdrowotnych. W tym czasie NFZ rozważa zamykanie szpitali, przesuwanie operacji na kolejne lata. Jeżeli mamy płacić za całą opiekę zdrowotną ludzi, którzy nigdy nie odprowadzali składek, to uważam, że jest to skrajnie niesprawiedliwe wobec Polaków, którzy przez całe życie składki płacą.

Czego dziś oczekuje Pan od polskich władz? Co rząd powinien natychmiast zrobić w odpowiedzi na sytuację, którą teraz obserwujemy?

Przede wszystkim uszczelnić granice. Wysłać funkcjonariuszy nie tylko na granicę z Białorusią i Niemcami, ale również na granicę z Ukrainą, Słowacją czy Czechami. Bo również przez te granice mogą do Polski dostawać się nielegalni migranci. Powinniśmy kontrolować osoby, które poruszają się po polskich ulicach. Sprawdzać legalność ich pobytu. Po prostu walczyć z nielegalną migracją. Jestem jednak święcie przekonany, że Donald Tusk tego nie zrobi. Pamiętamy podejście jego środowiska do kwestii migracji. Pamiętamy słowa ministra Bodnara na temat migrantów. Ich ataki na Straż Graniczną i Wojsko Polskie. Dlatego jestem przekonany, iż wybór tego rządu poskutkuje tym, że Polska zmieni się na niekorzyść.

W ub. tygodniu poseł Magdalena Sroka poinformowała o wezwaniu lidera Suwerennej Polski na przesłuchanie przed komisją śledczą ds. Pegasusa. Wiemy, że Zbigniew Ziobro przeszedł kolejną operację. Jaki jest dziś stan jego zdrowia?

Jego stan zdrowia pozostawia wiele do życzenia. Jest bardzo daleko do wyzdrowienia. W tej chwili, dla politycznego poklasku, wzywa się przed komisję osobę, która większość czasu przebywa w szpitala z uwagi na chorobę nowotworową, osobę będącą po kolejnej operacji przełyku. Moim zdaniem to zagrywka skierowana wyłącznie na osiągnięcie celów politycznych i nie ma to nic wspólnego z jakimikolwiek zasadami humanitaryzmu. Po przeszukaniu domu ministra, kiedy przerwał on leczenie i przyjechał na miejsce, każdy widział na transmisji, w jakim jest stanie. Minister stracił masę kilogramów, wygląda naprawdę na bardzo chorego człowieka. Dla mnie jest to więc coś skandalicznego.