Na zdjęciu poniżej młody Donald Trump i jego przyjaciel Roy Cohn.
Powiem tak - sęk w tym, że nie wiadomo a zapewne jest i tak i tak, z tym, że poza być może wąskim gronem najbliższych doradców nikt tak naprawdę nie wie w co gra 47 prezydent USA.
Ta integralna niepewność wraz brutalnością zachowania naprawdę bardzo przypomina metody mafijne. Można powiedzieć, że przypomina rosyjski styl negocjacji: albo zrobicie co chcę, albo was zniszczę.
Postawa taka szybko łamie pomniejszych graczy, ale wzbudza uzasadniony opór wśród silniejszych - przede wszystkim dlatego, że nie wiadomo kiedy gra się skończy. Skoro Trump stawia sprawy w ten sposób teraz, to równie dobrze może postawić je w ten sam sposób jutro lub za miesiąc. Wydaje się całkowicie nieobliczalny - dokładnie tak, jak zachowują się psychopatyczni gangsterzy. Każdy, kto udaje się na spotkanie z Trumpem musi się liczyć, że może go spotkać coś niemiłego - no chyba, że wykaże się całkowitą uległością i będzie obsypywał Trumpa litanią pochlebstw.
Ludzie, których zatrudnił jako doradców ekonomicznych: Peter Navarro i Stephen Miran są kompletnie "z innej bajki" niż ekonomiści głównego nurtu. Ich celem z pewnością nie jest ewolucyjna zmiana, ale jakaś kompletna rewolucja obecnego systemu wymiany handlowej na świecie. Navarro, Miran i Trump nieustannie powtarzają osobliwą teorię, że Ameryka jest ofiarą spisku, wielkiego oszustwa ze strony swoich partnerów handlowych, którzy przez dekady bogacili się na krzywdzie Amerykanów. Jedynie Sekretarz Skarbu Scott Bessent dodaje czasem do tego przekazu, że jakąś rolę w tym wszyskim miała wielka finansjera z Wall Street, podkreślając, że obecna administracja reprezentuje "Main Street" - czyli chce wreszcie zadbać o interes przeciętnego małego i średniego amerykańskiego biznesu. Zarazem - sądząc po różnych jego działaniach można podejrzewać, że bardziej niż o "Main Street" chodzi mu jednak o Silicon Valley - czyli o amerykański sektor nowych technologii, który ma zupełnie inny model biznesowy niż finansjera ze wschodniego wybrzeża i jest z Wall Street od dawna w konflikcie. Technologiczni potentaci znad Pacyfiku chcą uwolnienia kapitałów zamorożonych w długich aktywach funduszy z Wall Street i stąd ich wsparcie dla Trumpa.
Zakładając, że w działaniach obecnej administracji jest metoda, to chyba chodzi o to, aby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu:
- Zmusić wszystkich liczących się partnerów handlowych USA do odcięcia się od Chin.
- Zmusić ich do rezygnacji z istotnej części wartości posiadanych przez nich amerykańskich obligacji.
Trump - w swoim mafijnym stylu - nałożył teraz wysokie cła i liczy na to, że pod groźbą ich dalszego zwiększenia partnerzy ugną się i zgodzą na daleko idące ustępstwa.
Sęk jednak w tym, że nikt nie wie, czy to będzie koniec jego żądań. Pojawiają się przecież z jego strony żądania dosłownego "reketu" - opłaty za "ochronę", jaką Amerykanie sprawują jako dostawca globalnych usług bezpieczeństwa. Problem polega jednak na tym, że tej ochrony nie sprawują! Na Ukrainie trwa wojna a postawa Trumpa wobec tej wojny jest dość skandaliczna. Na Morzu Czerwonym strzelają w przepływające statki jemeńscy Houties, z którymi Amerykanie nie mogą sobie poradzić. Co chwila gdzieś jest przecięty kolejny podmorski kabel. Chińczycy robią kiedy chcą ćwiczenia wojenne okrążając Tajwan i sami się rządzą na Morzu Południowochińskim. Pólnocna Korea strzela rakietami balistycznym nad Japonią... W ogóle - na świecie jest dużo punktów zapalnych a Donald Trump mówi, że to właściwie nie jego problem. Zatem niby za co państwa mają mu płacić? Zamiast uspokojenia, Trump eskaluje sytuację grożąc aneksją Grenlandii i przyłączeniem Kanady.
Ta niepewność co do jego intencji sprawia, że coraz częściej pojawia się niepokój. Francuski przedsiębiorca i komentator polityczny Arnaud Bertrand postawił sprawę jasno: chcemy wiedzieć z czym mamy do czynienia - czy USA wciąż są jeszcze republiką, czy już agresywnym imperium, które chce "po trupach" realizować wyłącznie własne interesy?
Przez najbliższe tygodnie i miesiące ta sprawa będzie się rozstrzygać. Albo w jakichś kuluarowych rozmowach nastąpi wyjaśnienie i uspokojenie sytuacji, albo nastąpi ostateczne pęknięcie Zachodu. Już samo to, że na najwyższych szczeblach Unii Europejskiej powzięto decyzję o konieczności dogadywania się z Chinami świadczy o grozie, jaką zasiała polityka Amerykanów.
Inną sprawą jest reakcja rynków. Tutaj trzeba będzie jeszcze chwilę poczekać. Wiele osób sugeruje się wyłącznie poziomem indeksów giełdowych, ale to mylące. To, co obecnie dominuje, to nagła płynność kapitału, co świadczy o tym, że inwestorzy na gwałt szukają bardziej optymalnej lokaty dla swoich pieniędzy wycofując się mniej pewnych inwestycji i przenosząc się w bardziej przewidywalne. Większość tych transakcji wykonują z resztą algorytmy, które na ogół działają szybciej niż ludzie. W ciągu najbliższych dni będziemy obserwować "urealnianie" tych decyzji i dopiero wówczas będzie można coś więcej powiedzieć o tym, jak rynki oceniają decyzje administracji Trumpa.
Zbigniew Szczęsny