Maria Goretti urodziła się 16 października 1890 r. w Corinaldo k. Ankony we Włoszech. Gdy miała sześć lat jej rodzina w poszukiwaniu pracy przeniosła się spod Ankony w okolice Rzymu. W nowym miejscu pracy nie brakowało, ale ze względu na malarię należało ono do najbardziej niezdrowych w całych Włoszech (z obawy przed malarią i bagiennym fetorem w pociągach przejeżdżających przez tę „planetę komarów”, jak nazywano ów region, nie wolno było otwierać okien).

Niespełna rok po przeprowadzce ofiarą malarii padł ojciec Marii, Luigi, pozostawiając 30-letnią żonę Assuntę z sześciorgiem dzieci. Dziesięcioletnia Maria pomagała matce w domu, zajmując się młodszym rodzeństwem, ale wychodziła z nią także do pracy w polu (we Włoszech dopiero za kilka lat, w roku 1902, podniesiony zostanie wiek pracy dziecka z 9 do 12 lat, a dniówka ograniczona do 12 godzin).

Mimo trudnych warunków życia Maria była jednak dziewczyną pogodną, patrzącą w przyszłość z ufnością: „Odwagi, mamusiu – powtarzała często – Bóg nas nie opuści”. Niebezpieczeństwo czyhało tymczasem za drzwiami mieszkania. Tuż obok nich żyli Serenelli: ojciec i jego 20-letni syn Aleksander, który zapałał żądzą do 12-letniej wówczas Marii, natarczywie ją napastując i grożąc jej śmiercią, gdyby go wydała. 5 lipca 1902 r., wykorzystując nieobecność domowników, Aleksander wciągnął Marię siłą do kuchni i usiłował zgwałcić. Napotkawszy na jej zdecydowany opór, chwycił za nóż i zadał jej 14 ciosów. Ciężko ranną przewieziono do szpitala w Nettuno, gdzie zmarła następnego dnia.

Z homilii Papieża Piusa XII w dniu kanonizacji Marii Goretti 24 czerwca 1950 r.: „Życie tej prostej dziewczyny godne jest nie tylko nieba, godne jest, by z podziwem i czcią spojrzeli nań współcześni ludzie. Niech uczą się ojcowie i matki, jak starannie w prawości, świętości i męstwie wychowywać powierzone im przez Boga dzieci; jak kształtować je według zasad religii katolickiej, aby kiedyś wobec próby, potrafiły z Bożą pomocą wyjść z niej zwycięskie i nieskażone. Niechaj uczą się dzieci, niech uczy się młodzież, że nie wolno ulegać urokom wad i przyjemnościom, ale raczej, choćby w trudach i wyrzeczeniu, wytrwale zmierzać ku doskonałości chrześcijańskiego życia. Nie wszyscy, oczywiście, powołani jesteśmy do złożenia ofiary męczeństwa, ale wszyscy wezwani jesteśmy do zdobywania chrześcijańskich cnót”.

„Jestem już stary i u schyłku życia – pisał w swoim liście-testamencie zabójca Marii, Aleksander Serenelli. Spoglądając na moją przeszłość, muszę stwierdzić, że w młodości wszedłem na złą drogę, która doprowadziła mnie do ruiny. Na moje zachowanie miały wpływ czasopisma i zły przykład. Pod ich wpływem, w porywie namiętności, dopuściłem się zbrodni”.

„Non c’è nulla da fare” („nic już nie można zdziałać”), powiedział po skończonej operacji Marii Goretti doktor Bartoli. I właśnie wtedy ona zaczęła „działać”. Jeszcze w drodze do szpitala wybaczyła swemu oprawcy: „Z serca przebaczam Aleksandrowi i mam nadzieję, że Pan Bóg również mu przebaczy. Chcę, aby był blisko mnie w niebie”. Później „walczyła” o jego duszę. Skazany na trzydzieści lat więzienia, przeżywał pierwsze lata w rozpaczy i buncie. Na widok księdza reagował agresją. Maria nie dawała jednak za wygraną. „Była dla mnie dobrym aniołem posłanym przez Boga, aby mnie ocalić” – wyzna Aleksander, który po tym jak zobaczył ją we śnie przeżył nawrócenie. Wychodząc z więzienia, pierwsze kroki skierował do domu Assunty, matki Marii, i prosił ją o wybaczenie: „Jeśli Maria ci przebaczyła, to dlaczego ja miałabym ci odmówić”. W Boże Narodzenie wyznał swój grzech przed całą parafią, a resztę swego życia spędził jako tercjarz zakonny i ogrodnik w klasztorze kapucynów.

Maria Goretti została beatyfikowana przez Piusa XII 27 kwietnia 1947 r. 24 czerwca 1950 r. w kanonizacji nowej świętej, („św. Agnieszki XX wieku” – jak nazywał ją Papież Pius XII), uczestniczyła matka świętej i jej nawrócony zabójca.