Mariusz Paszko, portal Fronda.pl: Czy w ocenie Pana Generała kolejne pogwałcenie przez Rosję konwencji międzynarodowych i wysadzenie tamy w Nowej Kachowce to oznaka słabości armii rosyjskiej i strach przed ukraińską kontrofensywą?

Gen. Waldemar Skrzypczak: Zdecydowanie tak. Wysadzenie tej zapory Rosjanie planowali już od kwietnia ubiegłego roku. Kiedy zaczęła się kontrofensywa Ukraińców w rejonie Chersonia i przyczółka chersońskiego, to ta operacja zakończyła się błyskawicznym wycofaniem wojsk rosyjskich. Już wtedy Rosjanie mówili, że wysadzą zbiornik kachowski, gdyby armii ukraińskiej udało się podejść do Dniepru. W tamtym czasie taka sytuacja nie istniała, chociaż Rosjanie mieli założone ładunki już od dłuższego czasu i zwyczajnie to planowali. Wyburzenie tamy miało nastąpić w przypadku zagrożenia akcjami wojsk ukraińskich z przyczółka chersońskiego. Byli więc na to przygotowani.

Dzisiejsza decyzja wynika z wielu czynników. Przede wszystkim z zagrożenia kontrofensywą ukraińską, to po pierwsze. Po drugie natomiast, Rosjanie nie wiedzą w tej chwili na jakim kierunku Ukraińcy wykonają to decydujące uderzenie. To co armia ukraińska w tej chwili robi, to operacja myląca. Wykonują oni uderzenie na trzech, czterech kierunkach jednocześnie i to większymi niż dotychczas siłami- na południu jest to Kupiańsk, oczywiście Bachmut i kierunek zaporoski. Tam Ukraińcy po pierwsze mylą Rosjan, co do zasadniczego zamiaru ofensywy. Armia ukraińska zaangażowała na tych kierunkach dość duże siły i – jak już mówiłem – większe niż dotychczas, to po pierwsze. Po drugie natomiast Rosjanie są zaniepokojeni tym, gdzie Ukraińcy mogą uderzyć. Na co jednak należy zwrócić szczególną uwagę, to jest fakt, że armia ukraińska nie angażuje swojego kluczowego potencjału, który Ukraińcy przygotowali dzięki Zachodowi. Chodzi o te brygady i te siły, które do tej pory były przygotowane - one jeszcze nie są na froncie, co zapewne wprowadza zamieszanie wśród rosyjskich dowódców.

Proszę też pamiętać, że część sprzętu, który Ukraina otrzymała od Zachodu musiała wysłać do jednostek, które walczyły na froncie. Na przykład nasze polskie czołgi były zamiennikami dla czołgów ukraińskich – głównie T-64 i trochę T-84. Plus czołgi zdobyte na Rosjanach. W tym przypadku nie było potrzebne dodatkowe szkolenie wojska. I tak, jeśli Rosjanie zniszczyli Ukraińcom czołg T-72, to myśmy im dawali PT-91. Cały czas zasilali tym sprzętem wojska walczące na froncie i one nadal walczą. One nie były używane do odwodów, które formowali na bazie sprzętu NATO-wskiego, a sprzęt zachodni przygotowują do tej dużej ofensywy, która ma mieć to decydujące znaczenie.

Dzięki tym uzupełnieniom w sprzęt te wojska są dobrze doposażone i pozwalają prowadzić działania wojenne, które mylą Rosjan, co do głównego kierunku uderzenia.

MP: Wczoraj wiceminister obrony narodowej Ukrainy Hanna Malar powiedziała, o czym już Pan Generał mówił, że te działania prowadzone są na wielu kierunkach, ale nie podała większych szczegółów.

WS: Należy podkreślić Panie Redaktorze, że są to, co robi armia ukraińska, to działania pozorne mające zmylić Rosjan. Jest to wstęp do kontrofensywy, która moim zdaniem powinna się rozpocząć około 15 czerwca, ponieważ oni muszą coś zrobić przed szczytem NATO. Muszą pokazać światu, że wojsko ukraińskie jest zdolne do tego, żeby pokonać Rosjan oraz że te zdolności, które dało im NATO i inne państwa pozwolą im to osiągnąć. Jeżeli oni tego nie zrobią, to wszyscy stracą wiarę w możliwości i zdolności Ukrainy. Dowódcy w Kijowie doskonale o tym wiedzą.

MP: Według słów Malar, kontrofensywa nastąpi w precyzyjnie wybranych wycinkach frontu. Czy ma to na celu jego przełamanie i głębokie wdarcie się na tereny zajmowane przez przeciwnika? Taki sposób walki z powodzeniem stosowali Niemcy w trakcie operacji Barbarossa, a następnie Sowieci, wypychając wojska Trzeciej Rzeszy z terytorium ZSRR.

WS: Jest jednak w tym zasadnicza różnica. Ukraińcy nie posiadają takie potencjału, żeby takie operacje prowadzić na wielu kierunkach. W czasie II wojny światowej były to – proszę o tym pamiętać – armie wielomilionowe, co dawało znacznie większe możliwości. W tym przypadku Ukraińcy według mojej oceny posiadają około 30 nowych brygad, oczywiście poza tymi wojskami, które są na froncie. To jest potencjał około 80-100 tys. żołnierzy, co pozwala im wykonać uderzenie na jednym, maksymalnie dwóch kierunkach. Co więcej, operacja takimi siłami nie może trwać dłużej niż około dwa tygodnie, ponieważ ich potencjał uległby wyczerpaniu. Nie wolno więc Ukraińcom popełnić błędu i robić tego na szerokim froncie i na wielu kierunkach. Podkreślę to jeszcze raz, może to być jeden, maksymalnie dwa kierunki, a Rosjanie do tej operacji też się przygotowywali.

W moim przekonaniu wszyscy czekają na decyzję prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego i wszyscy badają grunt, czyli kierunki, na których mogliby skutecznie uderzyć. Kiedy już uznają, że warto, że nadszedł czas, uderzą tym potencjałem, który mają.

MP: Czy to zburzenie tamy w Nowej Kachowce może świadczyć też o tym, że Rosjanie obawiają się odbicia przez Ukrainę Krymu?

WS: Według mojej opinii chodzi tu głównie o skrócenie frontu. Rosjanie mają bowiem problem z zabezpieczeniem całej linii długości frontu. To wylanie ten kierunek zamyka Ukraińcom, ponieważ podniesienie poziomu wody na Dnieprze wyłącza możliwość działań na tym kierunku przez około dwa tygodnie. Ponadto nurt rzeki będzie bystry, a jego prędkość będzie przekraczała 7 metrów na sekundę, czyli żaden BWP nie przepłynie. Z tego też powodu Rosjanie ten kierunek – jak już wspomniałem – zamykają i czynią niegroźnym dla siebie z uwagi na brak zdolności Ukraińców do przeprowadzenia tamtędy operacji szerokoskalowej i wykonanie stamtąd uderzenia.

To, co mogą Ukraińcy zrobić, to są operacje rajdowe, jak prowadzą obecnie w obwodzie biełgorodzkim. One służą do zakłócenia komunikacji i logistyki armii rosyjskiej, która będzie się tam broniła na kierunku zaporoskim. Wyklucza to jednak na ten okres operację wielkoskalową.

MP: Czy ta operacja pod Biełgorodem mocno angażuje rosyjskie siły?

WS: Rosjanie najwyraźniej są zaskoczeni i nie byli do takiej operacji przygotowani i wyraźnie sobie z tą operacją nie radzą. Wysłali tam siły bezpieczeństwa, OMON oraz inną zbieraninę i w związku z tym nie mogą opanować tej sytuacji. Tego typu operacje – o czym już przekonali się wszyscy – poważnie zakłócają zdolności armii rosyjskiej i w związku z tym moim zdaniem skala tych operacji będzie rosła i to nie na jednym kierunku, ale na innych również. Rosjanie, co widać, mogą mieć przez to poważne problemy z prowadzeniem operacji obronnej na głównej linii frontu.

MP: Czy w opinii Pana Generała zasadne jest odbijanie Ługańska i Donbasu, które są i kompletnie zniszczone i prawie w całości znajdują się pod kontrolą Rosji?

WS: Ależ oczywiście, że ma to sens. Przede wszystkim odbicie Donbasu. Cała ta gra jest o Donbas, ponieważ bez niego Ukraina będzie państwem rolniczym, a Donbas odbuduje gównie dzięki Europie Zachodniej i to już Kijów ma zagwarantowane. Kraje Europy Zachodniej mają w tym względzie potencjał i dobrze to rozgrywają. Bardzo bym chciał, żeby polski rząd także się w to wpisał. Polacy pomimo ogromnej pomocy Ukrainie, nie są chyba jednak w stanie zagwarantować tak silnej pomocy gospodarczej, jak proponuje Zachód Europy, ale powinniśmy się w to możliwie najlepiej włączyć. Ukraińcy myślą o przyszłości, na wojnie ich plany się nie kończą.

Jeśli chodzi o ofensywę, to wydaje mi się, że Ukraińcy skupią się na odbiciu Donbasu i ku temu w tej chwili zmierza to, co się dzieje na północ i na południe od Bachmutu, o czym już jakiś czas temu Panu mówiłem. Jeśli zaangażują większe siły, to myślę, że będą w stanie to osiągnąć.

MP: Czy te działania partyzanckie oddziałów złożonych głównie chyba Rosjan, ale zapewne nie tylko i inspirowane z Ukrainy, mogą wywołać jakieś ruchy w innych etnicznych regionach Rosji?

WS: Wydaje mi się Panie Redaktorze, że te akcje niosą ze sobą takie właśnie przesłanie innym, jak na przykład Jakutom, Czeczenom czy Dagestańczykom. Takie ruchy mogą znacząco zakłócić funkcjonowanie administracji rosyjskiej i te narodowości etniczne mogą tego chcieć. W mojej ocenie jest to jedynie kwestia czasu.

MP: Jak już Panu Generałowi jakiś czas temu wspominałem, nadal jestem zafascynowany pracami nie żyjącego już polskiego sowietologa Włodzimierza Bączkowskiego, który pisze, że właśnie te etniczne konflikty są ogromną słabością Rosji i mogą one doprowadzić nawet do całkowitego jej rozpadu.

WS: Zgadzam się z tym, że te etniczne ruchy mogą Rosję rozsadzić od wewnątrz, ale to wszystko zależy Panie Redaktorze od tego, kiedy z Kremla pójdzie sygnał, że Putin nie ma już tam nic do powiedzenia. To w mojej ocenie będzie momentem zapalnym dla wszystkich tych, którzy w tej chwili śnią o wolności i autonomii. Są to Tatarzy, Kozacy Zaporożcy i wszyscy ci, którzy myślą o swojej przyszłości, ale w krajach wolnych i demokratycznych lub o większym poziomie autonomii. Kiedy Putin będzie słabł, to w Moskwie powstanie chaos, który będzie objawiał się tym, że Kreml nie będzie miał mocy sprawczej, żeby zapanować nad rozwojem sytuacji wolnościowej w innych częściach Rosji.

MP: Zakładając, że ta ofensywa ukraińska powiedzie się, to takie zmiany widzi Pan Generał w bliższej czy raczej w dalszej perspektywie czasowej?

WS: To w mojej ocenie musi się stać przed szczytem NATO. Ukraina musi odnieść spektakularny sukces. Tu nie chodzi o odbicie całego terytorium okupowanej Ukrainy, w tym Krymu. Chodzi natomiast o spektakularne uderzenie, które pokaże sojusznikom i światu, że Ukraińców na to stać. Jeśli Ukraińcy do szczytu NATO tego nie zrobią, to wszystkie wątpliwości wrócą.

MP: Uprzejmie dziękuję Panu Generałowi za rozmowę.