„Absolutny skandal. Rektor Uniwersytetu Wrocławskiego, Robert Olkiewicz, dopuścił się rzeczy niewybaczalnej: odwołał dyrektora Centrum im. Willy’ego Brandta... bez wcześniejszego zapytania Niemców o zgodę. Co gorsza – zrobił to samodzielnie, jakby był rektorem jakiejś polskiej uczelni publicznej, a nie menedżerem jednej z niemieckich filii kulturalno-edukacyjnych w Breslau. (…) Tak właśnie kończy się „zaufanie” w stosunkach polsko-niemieckich: jeśli nie oddasz im kluczy do własnego domu to znaczy, że zniszczyłeś most porozumienia” – czytamy w komentarzu zamieszczonym na popularnym profilu Lemingopedia 3.0 w mediach społecznościowych.
Atmosferę wokół zluzowania po 22 latach przez prof. Ruchniewicza sprawowanej przez niego funkcji dyrektora nie posiadającego niezależności finansowej Centrum Brandta, usiłuje zagęścić niezastąpiona „Gazeta Wyborcza”, doszukując się, jak niemal zawsze i wszędzie - pisowskiego spisku, choć w tym konkretnym przypadku zadziałać mogły również niebezpieczne macki Opus Dei, z którą związki obecnego rektora UWr podkreśla GW.
„Szok był wielki, gdyż tyradę o braku możliwości współpracy z prof. Ruchniewiczem, rektor Olkiewicz zakończył oskarżeniem o złamanie dyscypliny finansów publicznych. Dyrektor bowiem, będąc zmuszonym oddać część niewykorzystanej dotacji DAAD, wnioskował również o zapłatę 193 euro odsetek, z powodu przetrzymania tych pieniędzy o miesiąc czasu. Zwrot wynika bezpośrednio z prawa niemieckiego” – emocjonuje się wrocławska GW.
Rektor UWr prof. Olkiewicz dopytywany przez organ Michnika w sprawie prof. Ruchniewicza, oznajmił, że ten 31 marca tego roku przestał pełnić obowiązki związane z zarządzaniem Centrum im. W. Brandta „z uwagi na brak współpracy z Uniwersytetem, nieefektywne dysponowanie środkami Centrum”, a także „nadmiar innych obowiązków naukowych i urzędniczych w UWr oraz Warszawie, które uniemożliwiają sprawne zarządzanie Centrum”.
O niejasnościach wokół osoby prof. Krzysztofa Ruchniewicza już przed dwoma miesiącami informowała „Rzeczpospolita”.
„Będąc jeszcze dyrektorem Centrum Studiów Niemieckich Uniwersytetu Wrocławskiego, zawierał umowy ze stowarzyszeniem, które współzakładał. Audytorzy, badający działalność Centrum, zarzucają konflikt interesów i liczne nieprawidłowości” – pisała o Ruchniewiczu rp.pl.
Miesiąc temu natomiast, to samo medium donosiło, że sprawę ewentualnego przekroczenia uprawnień przez prof. Krzysztofa Ruchniewicza w czasach, gdy był on dyrektorem Centrum Studiów Niemieckich na Uniwersytecie Wrocławskim – bada już prokuratura.
Kim jest 58-letni wrocławski uczony, wokół którego narosło przez lata tyle kontrowersji?
To człowiek niewątpliwie promowany przez obecny obóz władzy. Przed niespełna rokiem minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski uczynił prof. Ruchniewicza pełnomocnikiem ds. współpracy polsko-niemieckiej.
Natomiast gdy kilka miesięcy temu minister kultury i dziedzictwa narodowego w rządzie Donalda Tuska Hanna Wróblewska postanowiła nominować wrocławskiego profesora historii na funkcję dyrektora Instytutu Pileckiego, zazwyczaj pogodny i uśmiechnięty od ucha do ucha red. Robert Mazurek grzmiał na Kanale Zero: „Instytut Pileckiego powołany także po to, by opowiadać światu o bohaterstwie Polaków podczas II wojny światowej i o cierpieniach zadanych nam przez Niemców ma nowego szefa. Został nim prof. Krzysztof Ruchniewicz, którego proniemieckość przebija skalę. On jest bardziej niemiecki niż Bastian Schweinsteiger”. Schweinsteiger to wręcz ikoniczna postać piłkarskiej reprezentacji Niemiec na przestrzeni pierwszych dwóch dekad obecnego wieku. Zawodnik uchodzący w kręgach kibicowskich za emanację czy w porywach wręcz za personifikację niemieckiego narodu.
Dziennikarz przypomniał również, że wrocławskie Centrum im. Willy’ego Brandta, którego dyrektorem był prof. Ruchniewicz przygotowało raport postulujący ufundowanie przez polski rząd grantu, który przedmiotowo powinien dotyczyć m.in. zbadania wartości „przejętego przez Polskę prywatnego mienia niemieckiego” po zakończeniu II wojny światowej.
„Tak, dobrze słyszycie! Wrocławianie, Opolanie – wynocha z mieszkań! To są niemieckie mieszkania i nie stać was na nie! Polski pełnomocnik ministra ds. stosunków polsko-niemieckich chce szacować niemieckie straty! To się w głowie nie mieści! – mówił podniesionym z oburzenia głosem publicysta, dodając, że dziwi go jedynie fakt, iż rząd Donalda Tuska w sposób tak ostentacyjny „decyduje się na potwierdzenie wszystkich stereotypów” na temat swej proniemieckości, nominacją dla Ruchniewicza, który zresztą pierwszego wywiadu już w nowej funkcji dyrektora Instytutu Pileckiego udzielił… niemieckiemu Deutsche Welle.
Prof. Stanisław Żerko po nominacji prof. Ruchniewicza na szefa Instytutu Pileckiego przewidywał, że wrocławski historyk przekształci tę instytucję w Instytut Stauffenberga.
„W końcu prof. Ruchniewicz zrównywał Stauffenberga z Armią Krajową - i tam ruch oporu, i tu ruch oporu” – tłumaczył prof. Żerko.
Problem w tym, że będący autorem nieudanego zamachu na Hitlera Claus von Stauffenberg był nazistą z krwi i kości, który brał udział w zbrodniczej inwazji na Polskę, a o Polakach pisał, że to „niewiarygodny motłoch” oraz „naród, który dobrze się czuje wyłącznie pod batem” .
Prof. Krzysztof Ruchniewicz uważa, że kwestia niemieckich reparacji wojennych dla Polski jest już definitywnie zamknięta, ponieważ nasz kraj rzekomo się ich zrzekł i można dziś dyskutować jedynie o jakiegoś rodzaju dofinansowaniu do leków czy pobytów w sanatoriach dla tych ostatnich wciąż jeszcze żyjących ofiar niemieckich zbrodni.
„Pojednanie polsko-niemieckie według Ruchniewicza ma polegać na tym, że Polacy przeproszą za to, że nie zawsze w przeszłości byli dla Niemców mili i znów pokornie, tłumnie wrócą zbierać niemieckie szparagi” – skonstatował red. Mazurek.
Nie powinno więc chyba nadmiernie dziwić, że pozbawienie tak istotnego odcinka współpracy polsko-niemieckiej tak wybitnego indywiduum zrodziło po drugiej strony Odry poważne zaniepokojenie o stan dwustronnych relacji.