Fronda.pl: Ile jeszcze świąt w świętach?
Ks. Bogdan Bartołd*: To trudne pytanie, bo każdy powinien sobie indywidualnie na nie odpowiedzieć. Dla wielu ludzi, niestety świętowanie sprowadza się do wolnego czasu, kiedy można się najeść, nie trzeba iść od pracy, i to jest wszystko. Natomiast dla tych, którzy są bardziej duchowo rozwinięci, przeżywanie świąt może być czymś, co wzmacnia wiarę. Ale przede wszystkim to czas, aby przypomnieć sobie, że Bóg kocha człowieka niewyobrażalną miłością, a to, co się dokonuje w święta, to doświadczenie miłości, na którą mam odpowiadać. A ile tego święta będzie w świętach, Bożego święta, to każdy musi powiedzieć sobie sam.
Racja, ale czy nie obserwuje Ksiądz stopniowego odzierania świątecznych tradycji z ich religijnego wymiaru? Obchodzenia raczej quasi sakralnych rytuałów?
Ja obserwuję tendencję dwojakiego rodzaju. Z jednej strony, to wszystko, co jest związane z konsumpcją, sprawia, że świat materii zaczyna przytłaczać świat duchowy, bardziej zwracamy uwagę na zastawiony stół, na prezenty, na choinkę, czyli na takie zewnętrzne „gadżety”. Niech Pani zobaczy, o co my pytamy przed świętami – kupiłeś już choinkę? Masz prezenty? A dlaczego nikt nie pyta o rekolekcje, spowiedź przedświąteczną? Takich rozmów nie ma i to jest efekt tej wypaczonej konsumpcji, która zaczyna nad nami władać. A my się temu poddajemy, jesteśmy podatni na reklamy, promocje. A z drugiej strony, mamy do czynienia z postępującą desakralizacją – w świętach nie widzimy świętości. Skupiając się na zewnętrzności, nie dostrzegamy, że Bóg jest pośród nas.
Trzeba się samego siebie zapytać, czy gdyby przyszła do mnie Święta Rodzina, to zaprosiłbym ją z chęcią do środka, powiedział „Chodźcie, jestem przygotowany na Wasze odwiedziny, czekałem na nie” czy może powiedziałbym, żeby poszli do sąsiada?
Mamy czekoladę bez cukru, słodziki bez kalorii, kotlety bez mięsa. Robimy Święta bez Chrystusa? Wersja light?
Kiedyś ktoś zapytał mnie, dlaczego choinka nie może stać przez cały rok. Kiedy spytałem po co, odpowiedział mi, że „to tak ładnie wygląda”. Rzeczywiście, tam gdzie tracimy religijność, poczucie sacrum, tam zawsze najdłużej będzie pozostawała jeszcze tak zwana obrzędowość. Co więcej, przygotowania duchowe trochę wysiłku nas kosztują. Jeśli podchodzimy do tego poważnie, to wymaga to przemiany życia, zatrzymania się, skorygowania błędów, a nie chcemy tego czynić, bo to niełatwe.
Tworzy się taka nowa religia? Religia bez Boga, a może raczej kultura religijna?
Tak, a wie Pani dlaczego? Bo kiedy się poważnie traktuje wiarę, to ona stawia wymagania. A my jesteśmy pokoleniem, które chce w ogóle wykreślić coś takiego jak wymagania, trud, cierpienie. Religię traktujemy jak supermarket. Przychodzimy i wybieramy sobie z półeczki to, co nam odpowiada, co jest lekkie i nie stawia wymagań. Bo ja się nie chcę zmęczyć.
Dlaczego dzisiejsze kościoły, te nowoczesne, są zazwyczaj brzydkie? Dlaczego trudno się w nich skupić? Trudno znaleźć Boga? Dlaczego po niewielkich retuszach można zrobić z nich boisko do krykieta, pub albo dyskotekę? A z drugiej strony, dlaczego są piękne katedry sprzed kilkuset lat, gdzie na każdym kroku doświadcza się mistycyzmu? Odpowiedź jest prosta – bo budowali je ludzie ducha, wiedzieli dla Kogo budują, i że ten Ktoś wiele dla nich znaczy. Ludzi dziś zatracają swoją duchowość, już nie mają takich potrzeb. Wiele osób nie odkrywa rzeczywistości nadprzyrodzonej, bo nawet nie chce jej odkrywać. Brakuje osobowego spotkania z Bogiem, a dopóki tego nie ma, człowiekowi jest trudno zrozumieć nawet drugiego człowieka.
Czy nie jest tak, że w imię jakiejś wypaczonej tolerancji czy poprawności politycznej sami sobie szkodzimy? W brytyjskim Czerwonym Krzyżu nie można na przykład urządzać świątecznych dekoracji, ani nawet rozmawiać o Bożym Narodzeniu, żeby przypadkiem nie urazić czyichś uczuć religijnych.
Przede wszystkim źle definiujemy tolerancję. I też nie umiemy dostrzec tego, że może być ktoś, kto inaczej postrzega rzeczywistość, a przecież Jan Paweł II nauczał, że jest wielość wyznań, a każde z nich może służyć człowiekowi, zaś ich wyznawcy mają prawo dawania świadectwa swojej wiary. My chyba nie do końca potrafimy stanąć w obronie nie tylko wartości chrześcijańskich, ale nawet nie potrafimy dawać czytelnego świadectwa. A godzenie się na rugowanie z przestrzeni publicznej znaków i symboli religijnych, używanie argumentu prywatności, co jest totalną bzdurą, to jest taka teologia ateizmu. Tym, którzy nie wierzą w Pana Boga, wydaje się, że swój światopogląd mogą przerzucić na wszystkich, przyjąć za reprezentatywny, za uniwersalne przesłanie – nie ma Boga. A to nigdy nie będzie uniwersalne przesłanie, bo ono jest jedno – Bóg jest, i stworzył ten świat, a tym, którzy w to nie wierzą, zawsze życzę, żeby się zdziwili po śmierci.
A jak oceni Ksiądz działania o odwrotnej tendencji, przywracania świąt świętom? Na przykład w Niemczech na szeroką skalę prowadzono akcję przywrócenia prawdziwego świętego Mikołaja, zamiast Santa Clausa.
Powiem tak – trzeba być w zgodzie z faktami. Święty Mikołaj to postać historyczna, owszem, obrosła wieloma legendami, ale naprawdę istniała! Ale to nie chodzi tylko o związanie go z gwiazdkowymi prezentami, on może symbolizować całą ideę obdarowywania się prezentami, dostrzeżenia potrzebujących. Może służyć do wyrobienia w nas postawy dzielenia się miłością.
Święta Bożego Narodzenia to taki paradoks – obchodzą je wierzący, ale też chyba ci z dala od Kościoła. Czasem spotykam się z opinią, że my chrześcijanie, „terroryzujemy” niewierzących Bożym Narodzeniem. Myśli Ksiądz, że coś w tym jest?
Ależ telewizor ze świąteczną ramówką zawsze można wyłączyć, a do ustrojonego bożonarodzeniowo centrum handlowego nie chodzić! Przecież nikt nikogo nie przymusza do śpiewania kolęd i innych obrzędów. A co więcej – przesłanie Bożego Narodzenia jest uniwersalne, i ma przemawiać do każdego człowieka, nawet niewierzącego. Dla osoby niewierzącej to czas, który może ofiarować swoim bliskim, a to jest najpiękniejszy prezent, możesz uczynić jakieś dobro. Ale nigdy nie można zabraniać czegoś, bo mi się tak po prostu nie podoba.
Jak ja widzę te tony prezentów, bombek, choinek, stoły uginające się od potraw, to pytam, gdzie to Dzieciątko? Gdzie to Dzieciątko? I myślę sobie – jak Ty się przez to wszystko przebijesz Jezu? A Ono musi być niesamowicie silne, żeby to wszystko przepchnąć swoimi małymi rączkami i powiedzieć: „Oto Jestem”.
Co zrobić, żeby jak co roku nie powtórzyć kolokwialnego „święta, święta i po świętach”?
Nie dać się zwariować, mieć do tego zdrowy dystans i być wolną osobą. I tego serdecznie wszystkim czytelnikom Frondy życzę.
Rozmawiała Marta Brzezińska 25 XII 2010
* Ks. Bogdan Bartołd – wieloletni rektor warszawskiego kościoła św. Anny, duszpasterz akademicki, obecnie proboszcz warszawskiej Archikatedry św. Jana Chrzciciela