Do Ojca Świętego przyjechał sam Karol III, król Anglii. Ktoś powie: co w tym dziwnego? Ostatecznie król Anglii jest głową państwa, więc spotyka się z papieżem, który stoi na czele Państwa Watykańskiego. Także poprzedni papieże spotykali się z angielskimi monarchami – nie tylko Franciszek, ale i Jan Paweł II z królową Elżbietą.

To prawda, ale różnica między dawnymi wydarzeniami, a najnowszą wizytą, jest fundamentalna. Karol III odwiedził Leona XIV nie tylko jako król Anglii, ale również jako zwierzchnik tzw. Kościoła Anglikańskiego. Wizyta miała charakter polityczny, to oczywiste – ale zarazem charakter religijny. Punktem kulminacyjnym stało się „ekumeniczne nabożeństwo” w Kaplicy Sykstyńskiej.

Nie wiem, jak Państwo, ale mnie było naprawdę trudno na to patrzeć. Z jednej strony siedział przecież na tronie Wikariusz Chrystusa, Leon XIV. Z drugiej ustawiono kolejne trony – dla króla Anglii i jego… no właśnie, kogo? Przyjechał z Kamilą, uchodzącą za jego żonę. Problem w tym, że Kamila ma męża – w dodatku katolika, tylko wzięła z nim cywilny rozwód. Karol III jest więc z perspektywy katolickiej… cudzołożnikiem, podobnie jak Kamila. Co więcej, sam w 1996 roku wziął rozwód – jego żona wprawdzie zginęła rąk później w wypadku, Kamilę pojął więc jako formalny wdowiec, ale nie ma specjalnych oznak żałowania rozwodu.

Mówimy tymczasem o zwierzchniku tzw. Kościoła Anglii – wspólnota, której schizmatycka historia rozpoczyna się wraz z Henrykiem VIII i jego pogwałceniem nienaruszalności małżeństwa. Już tylko to przyprawiało mnie o dreszcze, a to jeszcze nie koniec tej nader ponurej historii.

Karol III odwiedził Leona XIV i wziął udział w ekumenicznym nabożeństwie w bardzo szczególnym momencie historii anglikanizmu. Pamiętajmy, że 1 listopada papież ogłosi Doktorem Kościoła kardynała Johna Henry’ego Newmana, człowieka, który w niezwykle odważnym kroku zdecydował się porzucić anglikanizm dla wiary katolickiej. Rozpoznał fałsz swojej religii i wybrał prawdę. Powinien być wzorem dla wszystkich anglikanów – właśnie on, nie Karol III. Tymczasem to on jest fetowany w Watykanie – w chwilach, w których anglikanizm w skrajnym stopniu oddala się od tradycji biblijnej.

Jak? Otóż w grudniu 2023 roku anglikanie zdecydowali się wprowadzić u siebie błogosławieństwa dla „małżeństw” homoseksualnych. Tak, dla „małżeństw” – nie chodzi o nieformalne związki, nie chodzi o pary, ale o cywilne pseudo-małżeństwa. Błogosławieństwo ma charakter liturgiczny. Wiąże się oczywiście z zupełnie wywrotową oceną aktów homoseksualnych, przez anglikanów z Anglii uznawanych za moralnie dopuszczalne.

Z kolei w październiku tego roku angielscy anglikanie osadzili w najważniejszej swojej „biskupiej” stolicy, Canterbury, kobietę, panią Sarah Mullally. Nie w tym nic dziwnego: już w 2014 roku uznali, że kobiety mogą zostawać „biskupkami”, to zatem logiczna konsekwencja dawnych wyborów. U anglikanów nie ma sukcesji apostolskiej – są tam pastorzy, tak jak u innych protestantów. Jeżeli mówimy jednak o ekumenizmie, to rozumie się, że jest on nakierowany na zbudowanie przyszłej jedności. Osadzając w Canterbury kobietę anglikanie pokazali tymczasem katolikom, że jedność z nimi mają w głębokim poważaniu – zależy im o wiele bardziej na tym, by być „na czasie” z rewolucją feministyczną. W odpowiedzi na decyzję w sprawie Mullally, większość – nawet 80 procent! – anglikanów na świecie zerwała z Londynem, po prostu wypowiadając posłuszeństwo. To oznacza, że „wierni” Karola III znajdują się dziś w stanie największego upadku: moralnego, dyscyplinarnego, strukturalnego.

Właśnie będąc na tym dnie – są zarazem fetowani na Watykanie jak nigdy przedtem. Nie wiem, kiedy tę wizytę zaplanowano – ale jest doskonale zgodna z linią, jaką wobec anglikanów przyjął Franciszek. Przypomnijmy: to on dopuścił, by w Bazylice św. Bartłomieja w Rzymie swoje schizmatyckie nabożeństwa odprawiał poprzednik pani Mullally, Justin Welby, podający się za arcybiskupa Canterbury. Nieco inny pomysł na dialog ekumeniczny z anglikanami miał Benedykt XVI. Powołał specjalną strukturę, która ułatwiała pastorom anglikańskim przechodzenie na katolicyzm i zostawanie księżmi, tak, by ułatwić konwersję ku prawdzie.

Prawda – albo akceptacja fałszu, oto dwa bieguny. Dziś niebezpiecznie zbliżamy się do tego drugiego. Mam nadzieję, że ogłoszenie kardynała Newmana Doktorem Kościoła będzie momentem zwrotnym, po którym w dialogu z anglikanami Kościół katolicki postawi znowu na prymat prawdy.

 

Paweł Chmielewski

Autor jest publicystą portalu PCh24.pl