Ale czy Berlin naprawdę ostrzega, czy raczej próbuje przykryć własne powiązania strategiczne z Moskwą i Pekinem? Polska i kraje bałtyckie pamiętają, że niedawno były celem kontrowersyjnych słów Angeli Merkel o rzekomej „winie” tych państw za - również absurdalne oskarżenia - blokowanie dialogu z Rosją przed jej pełnoskalową agresją na Ukrainę

Jäger już na początku swojego wystąpienia w Bundestagu stwierdził: „Jesteśmy już dziś pod ostrzałem”, akcentując, że Europa nie może biernie przyglądać się działaniom Kremla.

Dodaje też, że niemiecki wywiad musi stać się bardziej operacyjny – gotowy na ryzyko, by przechwytować sygnały Moskwy, zanim ta „sparaliżuje Europę strachem i bezczynnością”.

Merkel jak Trojan – Berlin, Moskwa i Pekin

Te strategiczne ostrzeżenia Niemiec łatwo zestawić z polityczną koalicją interesów pomiędzy Berlinem a Moskwą i Pekinem. Wspomniane komentarze Merkel – sugerujące, że to Polska i państwa bałtyckie były przeszkodą w dialogu z Rosją – zostały natychmiast podchwycone przez Kreml, który je poparł i użył jako element narracji propagandowej.

To przypomina rolę klasycznego „konia trojańskiego”: Niemcy ostrzegają przed Rosją, lecz jednocześnie pogodzone są z rolą pośrednika lub sojusznika Kremla w Europie.

Ostrzeżenia Jägera są poważne. Mówi, że dotychczasowe zasady bezpieczeństwa zostały podważone – i że Niemcy muszą działać bardziej aktywnie, bo Rosja nie czeka.

Ale czy Niemcy chcą walczyć o suwerenność Europy, czy używać stracha na Rosję jako zakrywki dla własnej zależności gospodarczej i energetycznej od Kremla i Pekinu? Tak długo jak w Europie będą funkcjonować geopolityczne sojusze godzące w interesy państw Europy Środkowej i Wschodniej, wszelkie alarmy mogą być tylko częścią szerszej gry.

Zenon Witkowski