Nicolas de Orlince w swojej relacji podkreśla, że jego osobiste spotkanie z Dolnym Śląskiem po latach było odkrywaniem na nowo regionu, którego obraz w latach 90-tych i 2000-nych. kształtowało specyficzne środowisko. „Zniechęcało mnie do niego środowisko, które rozpływało się nad Wrocławiem przedwojennym – weimarskim, a nawet hitlerowskim” – zauważa. Zwraca uwagę, że część mieszkańców z dumą używa niemieckich nazw miejscowości i określa się mianem „Breslauer”, co bywa trudne do zaakceptowania dla osób pamiętających rodzinne historie z czasów wojny.

W debacie publicznej regularnie pojawiają się tematy przywracania dawnych niemieckich nazw, portretów pruskich monarchów czy inskrypcji. „Zabrakło mi jednak prostej refleksji – ile było tej niemieckości w mitycznym Breslau przed wojną? Na ile jest to przywracanie charakteru miasta, a na ile zwyczajne zniemczanie terenu, które nie powiodło się do końca ani Bismarckowi, ani Hitlerowi” – pyta autor.

Jednym z głównych problemów jest fragmentaryczna pamięć o historii Śląska. W podręcznikach szkolnych dobrze znana jest era Piastów i Bitwa pod Legnicą, lecz okres od przejęcia Śląska przez Czechy do Powstań Śląskich jest wciąż słabo opisany. W efekcie powstaje „biała plama”, która utrudnia zrozumienie tożsamości regionu.

Rozmówcy autora w miasteczkach pod Wrocławiem i Legnicą wciąż mówią o swoich ziemiach jako o „poniemieckich”. Internetowe wyszukiwarki i archiwa, w których dominuje niemiecki punkt widzenia, utwierdzają ich w tym przekonaniu. Jednocześnie nie wszyscy zdają sobie sprawę, że język niemiecki przez wieki był językiem administracji, a nie wyłącznie językiem mieszkańców.

W relacji pojawia się wątek osobisty – babcia autora i jej mąż przed wojną odwiedzali Dolny Śląsk, modląc się w trzebnickim sanktuarium św. Jadwigi, gdzie spowiadano po polsku. „Miasto nazywało się w swej własnej gwarze Wrazlaw. W każdym sklepie, kawiarni i kiosku mówiło się w Wasserpolnisch – staropolską gwarą przetykaną niemczyzną” – wspomina autor. Niemiecki był językiem używanym głównie w urzędach i przez bogatsze warstwy, a nie dominującą mową codzienną.

Dolny Śląsk został trwale włączony do Prus dopiero po Wojnach Śląskich w XVIII w., w których – jak pisze autor – „życie straciła aż ćwierć populacji”. Bohaterowie obrony regionu przed pruskim podbojem pozostają do dziś w dużej mierze zapomniani.

W XIX i XX w. region przeżył dwie fale intensywnej germanizacji – w epoce Bismarcka oraz po dojściu Hitlera do władzy. W latach 30. XX w. zmieniono tysiące nazw miejscowości, a z herbu Wrocławia zniknęły polskie i czeskie symbole. Po wojnie władze komunistyczne dodatkowo zniszczyły część materialnego dziedzictwa regionu, prowadząc politykę „polonizacji” pod kontrolą ZSRR i wysiedlając autochtonów.

Dziś Dolny Śląsk jest miejscem, w którym pamięć o przeszłości jest wciąż żywa i wywołuje emocje. Dyskusje o przywracaniu dawnych inskrypcji czy nazw ulic budzą kontrowersje. „Ja jednak nie zamierzam czuć się na Dolnym Śląsku jak w gościach. Tu jest Polska” – podsumowuje autor.