Według najnowszych danych biura informacji gospodarczej Creditreform, do końca roku w Niemczech upadłość może ogłosić około 23,9 tys. firm. To wynik zbliżony do rekordowego poziomu z 2014 roku, kiedy liczba bankructw przekroczyła 24 tysiące. Skala zjawiska pokazuje, że obecne problemy nie są jedynie chwilowym wahnięciem koniunktury, lecz sygnałem głębszych napięć strukturalnych.
Jak czytamy, firmy zmagają się z wysokim zadłużeniem, drogim kredytem oraz utrzymującymi się wysokimi kosztami energii i pracy. Do tego dochodzą rosnące obciążenia regulacyjne i spadek popytu w kluczowych sektorach przemysłu. W efekcie coraz więcej przedsiębiorstw traci zdolność do terminowego regulowania zobowiązań i wypada z rynku.
Sytuacja za Odrą ma szczególne znaczenie dla Polski. Niemcy pozostają naszym najważniejszym partnerem handlowym, a niemiecki popyt odpowiada za istotną część polskiej wartości dodanej. Szacunki wskazują, że ponad 9 procent polskiego PKB jest bezpośrednio powiązane z kondycją gospodarki niemieckiej, co czyni Polskę wyjątkowo wrażliwą na wszelkie wstrząsy u zachodniego sąsiada.
Kluczowym ogniwem tej zależności jest przemysł. Zarówno w Niemczech, jak i w Polsce sektor ten pełni centralną rolę w strukturze gospodarki. W Polsce zatrudnia on ponad 3 miliony osób i odpowiada za około jedną piątą PKB, podczas gdy w Niemczech generuje blisko jedną czwartą produktu krajowego brutto i daje pracę ponad 5,5 mln ludzi. Spowolnienie w niemieckich fabrykach niemal natychmiast odbija się więc na polskich dostawcach, kooperantach i firmach logistycznych.
