Ważność wyborów prezydenckich stwierdzi Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego. Problem w tym, że koalicja Donalda Tuska zdecydowała się nie uznawać orzeczeń tej izby przekonując, że nie jest ona sądem.

- „Ktoś musi stwierdzić ich ważność, żeby przyszły prezydent mógł złożyć przysięgę. W pozostałych przypadkach wyborów jest domniemanie ważności wyborów, a SN może co najwyżej stwierdzić, że nie były ważne, jeśli ma na to dowody. W przypadku wyboru prezydenta orzeczenie SN o ważności wyborów jest warunkiem, żeby mógł być wpuszczony na salę i złożyć przysięgę”

- mówił w listopadzie marszałek Sejmu Szymon Hołownia.

- „Chyba nie muszę państwu mówić, co będzie, jeśli prezydent nie będzie mógł złożyć przysięgi. Kto będzie wtedy wykonywał jego funkcję w zastępstwie prezydenta. To nie ja wymyśliłem, to prof. Garlicki na to zwrócił uwagę. Ale to też pokazuje, do jakiego stanu prawnego doprowadził nas PiS”

- dodawał.

Tymczasem wedle doniesień Onetu, rządzący mają rozważać zmianę prawa, aby to Izba Pracy decydowała o ważności przyszłorocznych wyborów prezydenckich. Wymagałaby to jednak zgody prezydenta Andrzeja Dudy.

Na antenie TOK FM reprezentujący rządzących w Państwowej Komisji Wyborczej Ryszard Kalisz był dziś pytany o to, co wydarzy się, jeżeli Sąd Najwyższy nie uzna ważności wyborów.

- „To, że pani prezes Manowska nie powołała właściwego składu do uznania ważności wyborów, jest zarówno deliktem konstytucyjnym, jak i przestępstwem”

- powiedział.

- „Przez te trzy miesiące marszałek Sejmu musi (…) doprowadzić do tego, że władza wykonawcza, w tym przypadku prezydent zastępowany przez marszałka Sejmu, mimo że on jest ustawodawczą, wraz z rządem dokona odpowiednich zmian, również ustawowych i on podpisuje ustawy”

- dodał.

Koalicja Donalda Tuska przygotowuje taki scenariusz na wypadek zwycięstwa kandydata spoza obozu władzy?

- „Jesteśmy przekonani, że te wybory wygra kandydat obywatelski Karol Nawrocki. Są różne sygnały. Sam marszałek Hołownia wysyłał sygnały, że może nie dopuścić do zaprzysiężenia prezydenta. Wcale bym się nie dziwił, gdyby w przypadku przegranych wyborów kwestionowano uchwałę Sądu Najwyższego”

- przyznaje w rozmowie z „GPC” poseł PiS Marek Ast.