Media poinformowały, że poseł PiS został zatrzymany w pobliżu Polkowic po tym, jak jechał samochodem marki BMW z prędkością 200 km/h na trasie S3. Funkcjonariusze zaproponowali mu mandat w wysokości 2,5 tys. zł. Parlamentarzysta skorzystał jednak z przysługującego mu immunitetu i odmówił przyjęcia mandatu. Ostatecznie wydał jednak oświadczenie, w którym poinformował, że dobrowolnie podda się właściwej karze.
- „Źle się zachowałem i nie mam zamiaru piep… głupot, bo nic tego nie tłumaczy. Przepraszam. Taka sytuacja nie powtórzy się więcej”
- napisał.
- „A wszystkim komentującym, w przypływie emocjonalnej ekstazy, cymbałom z Platformy, przypominam, że jechałem na S3, a nie w terenie zabudowanym, jak Donald Tusk w swoim barbarzyńskim rajdzie, po którym stracił prawo jazdy. Mandatu nie przyjąłem tylko dlatego, że spieszyłem się na lotnisko i czas potrzebny na jego wypisanie sprawiłby, że na pewno bym się spóźnił na samolot (ostatecznie i tak się spóźniłem)”
- dodał.
Zapewnił, że zrzeknie się immunitetu, by „ponieść pełną odpowiedzialność”.
- „(…) bo jestem charakternym gościem, a nie jakimś Grodzkim, który będzie się chował za immunitetem. Jeszcze raz przepraszam”
- dodał.
Mejza nawiązał do wydarzeń z listopada 2021 roku, kiedy to lider Platformy Obywatelskiej Donald Tusk został zatrzymany w miejscowości Wiśniewo koło Mławy, gdzie poruszał się z prędkością 107 km/h w terenie zabudowanym. Został wówczas ukarany mandatem w wysokości 500 zł oraz zatrzymano mu prawo jazdy na 3 miesiące.