Na łamach tygodnika „Idziemy” jezuita zwraca uwagę, że Włodzimierz Czarzasty do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej zapisał się w momencie, w którym czyn ten był najbardziej znaczącą deklaracją – po stanie wojennym i morderstwie ks. Jerzego Popiełuszki.
- „Jakie wartości kierowały tym wówczas 24-letnim człowiekiem? A przecież Czarzasty nigdy nie przyznał, że pobłądził. Wręcz przeciwnie! Wielokrotnie bronił PRL z Wojciechem Jaruzelskim na czele”
- przypomina.
Wskazuje też na aferę Rywina, która wciąż rzuca cień na postać nowego marszałka.
- „Kariera Siwca jest podobna. Był członkiem PZPR od 1977 r. do jej rozwiązania. Jego mentalność i przekonania dobrze ilustruje to, jak w 1997 r. parodiował Jana Pawła II. Kiedy prezydencki helikopter wylądował na lotnisku w Ostrzeszowie pod Kaliszem, Siwiec, ówczesny minister w Kancelarii Prezydenta, wychodząc ze śmigłowca, uczynił znak krzyża, a potem uklęknął i pocałował ziemię. Tacy ludzie będą dzisiaj, 35 lat po tzw. upadku komuny, kierować polskim sejmem”
- pisze teolog.
Chociaż, wedle sondaży, większość Polaków była przeciwna temu, by marszałkiem Sejmu został Włodzimierz Czarzasty, to jednak aż 45 proc. opowiadało się w badaniach za takim scenariuszem. Jak zauważa o. Kowalczyk, najpewniej wśród tych osób byli też paktujący katolicy.
- „Jakie to przekonania sprawiają, że tacy ludzie popierali i popierają dalej układ, który wyniósł Czarzastego i Siwca do tak ważnych funkcji w państwie polskim? Czy rozważają swoje polityczne wybory na rachunku sumienia przed Bogiem, czy też uważają, że wiara katolicka nie ma i nie powinna mieć żadnego związku z tym, jacy ludzie rządzą w Polsce? Moim zdaniem ma i powinna mieć, bo popieranie ludzi o takich życiorysach jak Czarzasty i Siwiec ma swój wymiar moralny i duchowy”
- podkreśla autor.
