Nie wiemy, czy jest to zbieg okoliczności, czy na spotkaniu przywódcy dwóch państw omówili więcej tematów niż podano nam oficjalnie. O kwestii rosyjskiej ropy w kontekście spotkania w Busan ani chińska, ani amerykańska strona nie wspomniały. Ale możliwe jest, że doszło do jakiegoś porozumienia w kwestii sprzyjania Chin wysiłkom Donalda Trumpa w sprawie zakończenia wojny na Ukrainie i teraz obserwujemy swoisty chiński sygnał kierowany w stronę Moskwy. Czas pokaże, czy to jest trwała zmiana podejścia Chin, czy po prostu, po krótkiej przerwie dojdzie do zbudowania kolejnego sposobu na ominięcie sankcji i ropa rosyjska dalej będzie szerokim potokiem płynąć do Chin. 

Tak czy inaczej, moim zdaniem bardzo ważne jest, że doszło do tego porozumienia i obniżenia poziomu eskalacji w stosunkach amerykańsko-chińskich. W Polsce może nam się wydawać, iż są to sprawy od nas bardzo odległe i bezpośrednio z życiem przeciętnego Polaka niezwiązane. Nie ma nic bardziej mylnego. Ponieważ, moim zdaniem, potencjalny wybuch konfliktu pomiędzy Chinami a USA, nawet takiego poniżej progu wojny, Polsce zagraża absolutnie bezpośrednio. Dlaczego tak uważam? Bo Polska pozycjonuje się jako kluczowy sojusznik USA w Europie, którego bezpieczeństwo jest zagwarantowane przez NATO i USA. Tak deklarują nasi politycy na arenie międzynarodowej, podkreślając za każdym razem wagę sojuszu z USA i wagę obecności NATO w Polsce oraz bycie Polski częścią tego sojuszu. W sytuacji eskalacji konfliktu amerykańsko-chińskiego oczywistą odpowiedzią ze strony Chin będzie próba odciągnięcia uwagi Waszyngtonu, rozproszenia jego zasobów i - jeżeli będzie to konieczne, udowodnienia światu, że gwarancje USA już nie są nic warte. Jak najlepiej tego dokonać? Poprzez udzielenie Rosji realnego finansowego, technologicznego i technicznego wsparcia w zamian za rolę chińskiego proksi, którą wykona Rosja w Europie. Konflikt USA z Chinami, jeżeli będzie eskalował wystarczająco daleko i ograniczy to, co jest w tej chwili dla Chin hamulcem - czyli współzależność zachodu z Chinami, doprowadzi do zacieśnienia relacji Chin z Rosją. Interesy tych państw zrobią się coraz bardziej zbieżne i jeżeli bezpieczniki padną, to staniemy się celem ataku nie tylko dla Rosji, ale i pośrednio dla Chin. Jako sojusznik USA w Europie możemy stać się celem agresji dla pokazowego ukarania nas. 

Dlatego uważam, że ostry konflikt na linii Waszyngton - Pekin nie leży w naszym interesie i należy się cieszyć z powodu tej deeskalacji oraz mieć nadzieję, że ten konflikt dalej będzie przebiegał w takiej formie jak dotychczas. Czyli wojny handlowej, w której wymieniają się cykle rozejmu i eskalacji, i w której nigdy nie dojdzie do etapu prawdziwej, gorącej wojny.