Wobec bierności rządzących, od pewnego czasu na polsko-niemieckiej granicy organizują się mieszkańcy, którzy w ramach Ruchu Obrony Granic protestują przeciwko napływowi nielegalnych imigrantów z Niemiec. Teraz wojnę działaczom wypowiedział rząd.

 - „Im bardziej państwo polskie odzyskuje kontrolę na granicach, tym mocniej jest atakowane przez PiS, Konfederację i ich bojówki. Wpierw wpuścili setki tysięcy migrantów z Azji i Afryki, zarabiając na wizach, a teraz próbują sparaliżować naszą Straż Graniczną. Nie pozwolimy na to”

- napisał wczoraj na X.com premier Donald Tusk.

Minister sprawiedliwości Adam Bodnar poinformował natomiast, że prokuratura wszczęła dwa pierwsze postępowania związane z obywatelskimi patrolami na granicy.

Dziś do sprawy odniósł się na antenie TVP Info w likwidacji wiceszef MSWiA Czesław Mroczek, który o przyjmowanie nielegalnych imigrantów oskarżył rząd Zjednoczonej Prawicy.

- „Mamy atak polityków PiS-u, którzy przez lata prowadzili politykę sprowadzania migrantów do Polski. Nie potrafili zapanować nad nielegalną migracją, czyli sprowadzali migrantów i jednocześnie straszyli migrantami. W tej chwili straszą migrantami w sytuacji, kiedy, przypomnijmy sobie, w 2023 roku pod rządami PiS przez granicę wschodnią przeszło 12 tys. ludzi i przeszli przez całą Polskę, skierowali się na granicę zachodni. W tamtym roku udało nam się opanować już sytuację i z 12 tys. było to już tylko 5 tys., a w tym roku to jest 800 osób i  prezes Kaczyński, który nie potrafił zapanować nad nielegalną migracją, ściągał setki tysięcy ludzi do Polski dzisiaj straszny migrantami”

- grzmiał.

Problem rządzących polega na tym, że Polacy widzą na ulicach swoich miast różnice pomiędzy czasem rządów PiS, a półtorarocznymi rządami koalicji Donalda Tuska. To nie za rządów PiS, a obecnie media społecznościowe są zalewane nagraniami z kolejnych incydentów z udziałem nielegalnych imigrantów.

Odnosząc się natomiast do Ruchu Obrony Granic, wiceminister Mroczek przekonywał, że zaangażowani w ruch działacze są większym zagrożeniem niż nielegalni imigranci.

- „Ci aktywiści to w jakiejś mierze ludzie, którzy niosą tam niepokój, stwarzają większe zagrożenie w tej chwili, z punktu widzenia porządku publicznego i bezpieczeństwa mieszkańców, niż ci nielegalni imigranci”

- przekonywał.

Zapewnił też o stanowczych działaniach wobec samoorganizujących się obywateli.

- „Chcę wyraźnie powiedzieć, panie redaktorze, że każdy, kto podszywa się czy przywłaszcza funkcję funkcjonariusza publicznego, próbuje zastępować funkcjonariuszy publicznych, wywołując takie przekonanie u osób, w stosunku do których podejmuje te czynności, popełnia przestępstwo i będzie ścigany z tego tytułu”

- powiedział.

- „Każdy kto utrudnia wykonywanie funkcji funkcjonariuszowi publicznemu funkcjonariuszom Straży Granicznej, policji, tam na granicy, którzy pilnują bezpieczeństwa i porządku publicznego, popełnia przestępstwo i będzie ścigany. Każdy, kto znieważa funkcjonariusza publicznego, popełnia przestępstwo i będzie ścigany. Nie ma i nie będzie tolerancji i zgody na sianie zamieszania i wprowadzanie nieporządku na granicy zachodniej przez tak zwanych aktywistów prawicowych”

- dodał.

Słowa te brzmią wyjątkowo absurdalnie w ustach reprezentanta rządu, którego politycy, będąc w opozycji, urządzali skandaliczne happeningi na granicy polsko-białoruskiej - obrażając, oczerniając i utrudniając wykonywanie obowiązków strzegącym jej funkcjonariuszom.