2. Kilka dni temu o takiej konieczności mówiło publiczne niemieckie radio DLF, o czym we wpisie na jednym z portali społecznościowych, poinformował znawca polityki niemieckiej, prof. Zdzisław Krasnodębski. Ba niemieckie media wyjaśniają, że w związku z tym Donald Tusk, musi czasami publicznie głosić poglądy „nie-europejskie” np., w sprawie unijnej polityki migracyjnej, klimatycznej czy energetycznej. Mówiąc wprost niemieckie publiczne radio, twierdzi, że żeby zapewnić zwycięstwo kandydatowi Platformy w wyborach prezydenckich w Polsce, premier Tusk musi kłamać, w sprawie najważniejszych unijnych polityk, żeby pozyskać dodatkowych wyborców. Wiadomo bowiem, że Donald Tusk ma w tych sprawach, poglądy identyczne jak brukselski, czy berliński establishment, ale ponieważ mogą one zaszkodzić kandydatowi Platformy, musi chociaż przejściowo głosić inne, te bardziej strawne dla większości Polaków.
3. I rzeczywiście, Donald Tusk tak robi, w sprawie unijnego paktu imigracyjnego, mimo tego, że był jednym z jego współtwórców w latach 2014-2019 kiedy sprawował funkcje przewodniczącego Rady Europejskiej, teraz publicznie parę razy stwierdził, że jest mu przeciwny. Ba przedstawiciel polskiego rządu podczas obrad Rady Unii Europejskiej, kiedy odbywało się głosowanie w tej sprawie, był nawet przeciw, ale wtedy kiedy już jasne było, że jest w tym głosowaniu tzw. kwalifikowana większość i pakt migracyjny zostanie przyjęty. Wprawdzie główny mechanizm tego paktu „ przyjmuj nielegalnych imigrantów albo jeżeli ich nie przyjmujesz, płać po 20 tys euro za każdego nieprzyjętego”, będzie obowiązywał dopiero w 2026 roku, ale już teraz Niemcy , korzystając z innych przepisów, masowo zawracają nielegalnych imigrantów do Polski, a rząd Tuska nie reaguje, przyjmując wszystkich tych, którzy zostają skierowani do naszego kraju. Rząd Tuska działa więc w tej sprawie zgodnie z niemieckimi interesami, a że czasami szef polskiego rządu powie publicznie, że paktu nie popiera, to jak piszą i mówią niemieckie media, to jest usprawiedliwione.
4. Podobnie z polityką klimatyczną, w połowie listopada poprzedniego roku tuż po powrocie z nieformalnego posiedzenia Rady Europejskiej w Budapeszcie, Tusk na konferencji prasowej na lotnisku niespodziewanie wypalił „niektóre założenia dotyczące emisji CO2, rozbrajają europejską gospodarkę”. Ta „złota myśl” Tuska, była poprzedzona dłuższym wywodem, że już teraz energia w UE jest 2,5 raza droższa niż USA, a skoro Donald Trump zapowiedział odblokowanie wydobycia ropy i gazu z łupków, to tam energia, będzie jeszcze tańsza. A to oznacza jeszcze większe pogorszenie konkurencyjności gospodarek krajów UE względem amerykańskiej gospodarki, ze wszystkim tego negatywnymi konsekwencjami, w tym ucieczkę wielu europejskich przedsiębiorstw za ocean.
5. Tyle tylko, że obecna krytyka przez Tuska unijnego handlu uprawnieniami to krytyka samego siebie, bo przecież to on najpierw jako premier w latach 2008-2014, ją wspierał i akceptował, a później jako przewodniczący Rady Europejskiej w latach 2014-2019, nawet ją kształtował w kolejnych etapach i wręcz wymuszał jej przyjmowanie na przywódcach krajów członkowskich. Przypomnijmy tylko, że na tak radykalny system europejskiej polityki klimatycznej, najpierw jesienią 2008 roku zgodził się właśnie Tusk (słynne 3x20 w tym redukcję o 20 proc. emisji CO2 do roku 2020, przy czym wyraził też zgodę na zmianę bazy z roku 1990 na 2005 rok, co w sposób szczególny postawiło Polskę w trudnej sytuacji, a także na obowiązkowy handel uprawnieniami do emisji dla wytwarzających energię elektryczną, który zaczął obowiązywać od 1 stycznia 2013 roku). Jeszcze radykalniejsze rozwiązania zaproponowała KE w polityce klimatycznej w 2014 roku, Tusk wtedy jeszcze jako premier zdając sobie sprawę, że ich przyjęcie uderzy w Polskę jeszcze mocniej niż porozumienie z 2008 roku, dwukrotnie prosił o przełożenie debaty nad tymi zmianami na posiedzeniu Rady Europejskiej w marcu i w czerwcu 2014, na jesień tego roku.
6. Pod koniec października 2014 roku na posiedzenie RE, kierowanej już wtedy przez nowego przewodniczącego Donalda Tuska, pojechała nowa premier Ewa Kopacz i zupełnie nieprzygotowana zgodziła na kolejne restrykcje (między innymi ograniczenie emisji CO2 o 43 proc. do 2030, teraz to już 60%), ale przede wszystkim na wprowadzenie tzw. Rezerwy Stabilizacyjnej. Rezerwa to zdjęcie z rynku 900 mln ton pozwoleń na emisję, co już wówczas zostało nazwane przez polski Senat para-podatkiem dla polskich wytwórców energii elektrycznej i jest poważnym powodem gwałtownego wzrostu ich cen. Drugim powodem wzrostu cen pozwoleń na emisję CO2 jest fakt, że od stycznia 2018 roku, stały się one instrumentem finansowym, a tym samym w handlu nimi bierze udział szeroko rozumiany sektor finansowy, a pozwolenia na emisję stały się przedmiotem powszechnej spekulacji. Ponadto także wtedy w roku 2014 wprowadzono zmianę w handlu emisjami ETS na lata 2021-2030, polegającą na corocznej redukcji puli uprawnień na rynku o 2,2 proc., co oznacza w każdym roku zmniejszenie ich ilości, a tym samym kolejny powód do windowania ich cen w obrocie giełdowym.
7. Tusk więc już w ciągu pierwszego roku swoich rządów atakował unijne polityki takie jak imigracyjna czy klimatyczna, które sam współtworzył jako premier polskiego rządu i szef Rady Europejskiej, tylko po to, aby oszukańczo pozyskiwać wyborców dla kandydata Platformy w wyborach prezydenckich. Niemieckie media piszą i mówią, że Tusk tak musi robić i jednocześnie go usprawiedliwiają, gwarantując, że ma on „europejskie” poglądy, a tylko przejściowo w niektórych sprawach, musi głosić te „nie-europejskie”.