Choć zarówno Budda, jak i Grażynka mieli już ustanowionych trzech adwokatów – zgodnie z limitem przewidzianym przez polskie prawo – Roman Giertych ogłosił publicznie, że dołącza do ich obrony. Jak podaje WP, informacje te sam rozsyłał do mediów: „Od kilku dziennikarzy usłyszeliśmy, że to sam Giertych dzwonił do nich, informując, że będzie bronił ‘Grażynki’, i próbował inspirować publikacje na ten temat”.

Szybko jednak okazało się, że mecenas Giertych nie posiadał formalnego upoważnienia do reprezentowania podejrzanych. Mimo to, 21 października miał skontaktować się z mec. Katarzyną Walukiewicz, adwokatką reprezentującą Aleksandrę Krchę, żądając, by zrezygnowała z obrony lub przekazała mu substytucję. Twierdził, że działa na prośbę rodziny oskarżonej oraz że „ma większe doświadczenie”.

Według relacji mec. Walukiewicz, kiedy odmówiła Giertychowi, jego ton natychmiast się zmienił. – „Zaczął pytać, kim ja w ogóle jestem, że w tej sprawie występuję. Twierdził, że on bardzo nie chce tego robić, ale może to zrobić i być może będzie musiał zrobić tak, że za parę minut mnie w tej sprawie nie będzie” – opisała.

Groźby usłyszał również mec. Kacper Stukan, inny z obrońców „Grażynki”. – „Mnie mówił, że będę skończony, jeśli nie odpuszczę” – ujawnił adwokat w rozmowie z WP. Mimo nacisków Giertycha, żaden z obrońców nie zrezygnował z udziału w sprawie.

Zaskakującym elementem sprawy jest również pojawienie się e-maila, który rzekomo miał pochodzić od matki Aleksandry Krchy. Kobieta miała w nim wypowiedzieć pełnomocnictwo mec. Stukanowi i zażądać przesłania wszystkich dokumentów. Jednak – jak podaje WP – obrońcy wiedzieli, że matka „Grażynki” nie korzysta z komputera. Co więcej, metadane załączonego PDF-a nie zawierały informacji o autorze ani czasie jego stworzenia.

Po kilku minutach od przesłania wiadomości, Roman Giertych napisał do adwokata SMS: „Dowiedziałem się, że matka klientki wypowiedziała panu upoważnienie na podstawie ustnego pełnomocnictwa do wypowiadania upoważnień”. Stukan odpowiedział krótko: „To chyba żart”.

Sprawę ostatecznie zakończyła wizyta adwokata w areszcie, podczas której Aleksandra Krcha zapewniła, że nigdy nie dała matce takiego pełnomocnictwa.

Sprawa trafia do prokuratury i rzecznika dyscyplinarnego

Równolegle z próbami przejęcia sprawy, do prokuratury trafiło zawiadomienie o możliwości przywłaszczenia pieniędzy przeznaczonych na obronę „Buddy” i „Grażynki”. Jak podaje Wirtualna Polska, znajomy youtubera, znany jako „Kamil z Ameryki”, przelał około 300 tys. zł do kancelarii współpracującej z Giertychem i Jackiem Duboisem – po 150 tys. zł dla każdego z nich. Mimo że żaden z adwokatów nie podjął się formalnie obrony, zwrot środków nie nastąpił w całości – adwokaci mieli sobie potrącić wynagrodzenie.

Tymczasem do Rzecznika Dyscyplinarnego Izby Adwokackiej w Warszawie wpłynęła skarga złożona przez trójkę szczecińskich adwokatów reprezentujących „Grażynkę”. Ich zdaniem, działania Giertycha naruszały kodeks etyki zawodowej i stanowiły próbę zastraszenia. – „Czułem, że koleżanki są przerażone. Przecież Roman Giertych wprost im groził” – podkreślił mec. Stukan.

Jak wynika z doniesień, Giertych miał również próbować podważać wiarygodność mec. Stukana, sugerując jego rzekome powiązania z Prawem i Sprawiedliwością. W całej sprawie nie brak zatem politycznych akcentów.