To 70-letni biskup ze Szwajcarii. W latach 2010-2021 posługiwał jako biskup pomocniczy w diecezji Chur – wówczas jednej z ostatnich konserwatywnych diecezji w całym świecie niemieckojęzycznym. Służył u boku nieżyjącego już bp. Vitusa Huondera. Franciszek przemodelował kierownictwo w Chur; stery powierzył bp. Josephowi Marii Bonnemain, typowemu wyznawcy kursu progresywnego.
Po przejściu na emeryturę Marian Eleganti nie spoczął na laurach. Od dawna angażował się w publiczną dyskusję, co wielokrotnie ściągało na niego ostrą krytykę. Od 2021 roku zintensyfikował te działania. Można powiedzieć, że zajął się globalnym duszpasterstwem środowisk tradycyjnych. Co kluczowe, prowadzi tę działalność z wielką szczerością i odwagą.
Na początku października Szwajcar odwiedził amerykański Pittsburgh. Wziął udział w tradycjonalistycznej konferencji Catholic Identity. Przy tej okazji razem z trzema innymi biskupami przeprowadził akt zadośćuczynienia Bogu za tęczową pielgrzymkę, która przeszła miesiąc wcześniej przez Bazylikę św. Piotra. Oprócz Elegantiego aktu dokonali jeszcze Joseph Strickland, wyrzucony przez Franciszka z diecezji Tyler w Teksasie; Athanasius Schneider, biskup pomocniczy w kazachskiej Astanie; Robert Mutsaerts, biskup pomocniczy w ‘s-Hertogenbosch w Niderlandach. Nieszczęsna pielgrzymka miała milczącą aprobatę Stolicy Apostolskiej, stąd działanie biskupów miało swoją wagę.
Kilka dni temu szwajcarski biskup opublikował z kolei bardzo obszerny tekst na temat problemu homoseksualizmu. Zamieścił go w niemieckojęzycznym tradycjonalistycznym portalu, Katholisches.info. Autor zwrócił uwagę na głębokie uwarunkowania kulturowe rozpowszechnia agendy LGBT, ale wskazał też na partykularny skandal Kościoła: homoseksualizm księży, o którym wszyscy wiedzą, ale nikt nie chce mówić.
Jak wiadomo również z Polski, rzecz nie jest wydumana. Z bolesną regularnością z różnych diecezji dochodzą wieści o ekscesach, których dopuszczają się pojedynczy kapłani. Ludzie są ułomni, rzecz oczywista, ale dlaczego takie osoby spotykają się z de facto systemową ochroną? Kto dopuścił ich do kapłaństwa, choć bardzo często skłonności były znane już w seminarium? O lawendowej mafii w Polsce bardzo wiele mówiło się kilka lat temu; dziś temat przebrzmiał – ale nie zniknął. Tymczasem gros oskarżeń księży o pedofilię jest związanych właśnie z tym zjawiskiem.
Marian Eleganti przypomniał o tym bardzo konkretnie, przytaczając statystyki dotyczące Stanów Zjednoczonych. 81,3 proc. ofiar wykorzystywania seksualnego to chłopcy, w absolutnej większości w wieku 11-17 lat. Jak konkluduje szwajcarski biskup, tak naprawdę nie chodzi wcale o pedofilię – to raczej homoseksualna efebofilia, czyli skłonność gejowskich mężczyzn do dorastających chłopców. Bardzo podobna struktura ofiar występuje też w innych krajach, jak wynika z badań prowadzonych między innymi w Irlandii, Australii czy Niemczech. Pokazuje to jasno, że medialna ofensywa antykościelna, która robi z księży pedofilów, jest głęboko zakłamana – co nie znaczy, że po stronie hierarchii kościelnej nie ma poważnej winy. Taka wina istnieje – to akceptowanie homoseksualizmu w seminariach, wspieranie członków lawendowych grup w karierze eklezjalnej i tak dalej. Właśnie o tym pisze biskup Marian Eleganti. Niestety, prawie nikt nie chce nazwać tego po imieniu. „Słoń w pokoju” – tak zatytułował Szwajcar swój tekst. Przypomniał, że kiedy za pontyfikatu Franciszka w Watykanie odbywał się szczyt w sprawie nadużyć seksualnych, decyzją jego kierownictwa w ogóle nie mówiono o homoseksualizmie, tak, jakby ta kwestia była nieistotna – choć w rzeczywistości jest absolutnie kluczowa.
Czy za Leona XIV coś się zmieni? Marian Eleganti podkreślił, że przepisy kościelne są całkiem dobre – zakazują wyświęcania na kapłanów mężczyzn o wyraźnych skłonnościach homoseksualnych. Tyle, że w wielu diecezjach na świecie w ogóle się tego nie przestrzega. Potrzebna jest zatem konsekwentne odejście od normalizacji homoseksualizmu duchownych.
Dobrze, że są biskupi, którzy głośną o tym mówią. Szkoda tylko, że można ich policzyć na palcach jednej ręki.
Paweł Chmielewski
Autor jest publicystą portalu PCh24.pl