To było doświadczenie działania Boga we wszystkim, co mnie otaczało. W ludziach - tych którzy szli, tych którzy nas pozdrawiali, tych którzy nas mijali samochodami. Także tych - bardzo nielicznych - którzy mieli zaciśnięte szczęki i piorunujące spojrzenia.

To było doświadczenie jak Bóg dodaje sił, entuzjazmu, jak daje przełamywać swoje słabości czy wręcz niemoc.

To było też doświadczenie tego, ilu ludzi uprosiło już wsparcie i potrafiło za to dziękować.

I doświadczenie ilu ludzi pokłada nadzieję w Bogu.

To było również doświadczenie tego, że naprawdę "bramy piekielne nas nie przemogą". Tego że my, Kościół i temu kolejnemu wyzwaniu wobec którego stoimy, podołamy. Wbrew tym wszystkim ujadającym kundlom, które ciągle bredzą tylko o kryzysie, o odejściach, o patologiach.

To było właśnie doświadczenie żyjącego i odnawiającego się Kościoła. W tych dziesiątkach tysięcy ludzi, którzy przez setki kilometrów wyjednywali dla nas wszystkich Bożą Łaskę.

Tego i jeszcze wielu innych doznań doświadczyłem. I tym w tych ponurych czasach chciałem się podzielić. Bo najważniejsza jest nadzieja - nawet wbrew nadziei.

Deus vicit!