Decyzja rządu Donalda Tuska o błyskawicznym wprowadzeniu zakazu importu mięsa z Węgier, motywowana ogniskami pryszczycy, właśnie obróciła się przeciwko polskim interesom. Budapeszt, w odpowiedzi na restrykcje, ogłosił całkowite embargo na przywóz bydła, trzody chlewnej oraz mięsa z Polski aż do końca sierpnia. To cios wymierzony w polski eksport i setki gospodarstw rolnych, które mogą stracić kluczowe rynki zbytu.

Węgierski rząd jasno zakomunikował, że działania Warszawy oraz kilku innych państw regionu były „bezprawne” i miały charakter „sztucznego zakłócania handlu międzynarodowego”. Premier Viktor Orbán nie pozostawił złudzeń: jego kraj odpowie symetrycznie każdemu, kto uderzy w interesy węgierskich eksporterów. – To była zorganizowana, polityczna gra, nie reakcja na realne zagrożenie epidemiologiczne – ocenił premier Węgier.

Epidemia pryszczycy rzeczywiście pojawiła się na Węgrzech i Słowacji, jednak – jak zaznaczają niezależni eksperci – została szybko opanowana. Węgierskie służby weterynaryjne natychmiast wprowadziły lokalne zakazy przemieszczania zwierząt, zidentyfikowały źródła zakażeń i rozpoczęły likwidację ognisk choroby, działając zgodnie z unijnym prawem. Tymczasem rząd Tuska nie poczekał na stanowisko Komisji Europejskiej czy EFSA (Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności) – ale – co jest u niego absolutną rzadkością - natychmiast zareagował twardym embargiem.

To podejście wpisuje się w szerszą tendencję obecnej ekipy rządzącej: podporządkowania polityki gospodarczej i zagranicznej dominującej narracji Berlina, zamiast dbałości o polski interes. Rząd Tuska zignorował potencjalne skutki odwetowe i tym samym otworzył nowy konflikt w Europie Środkowej – na własne życzenie.

Jak informują organizacje rolnicze, Węgry były istotnym odbiorcą polskiego mięsa – zwłaszcza wschodnie regiony kraju traktowały eksport do Budapesztu jako jeden z głównych kanałów zbytu. Teraz całe partie zakontraktowanego mięsa mogą utknąć w chłodniach lub zostać sprzedane poniżej kosztów produkcji. Mniejsze gospodarstwa, zwłaszcza rodzinne, już sygnalizują dramatyczne konsekwencje.

Rząd nie skonsultował decyzji z nikim. Ani z branżą, ani z Komisją Europejską. Po prostu zadziałali pod wpływem paniki i nacisków politycznych. Teraz my za to płacimy – mówi jeden z hodowców z woj. podkarpackiego, cytowany przez portal AgroPolska24.

Polityka Donalda Tuska po raz kolejny pokazuje, że nie jest nastawiona na budowanie współpracy w regionie, lecz na realizowanie celów niemieckich, co zapewne może mieć też związek z umową Mercosur. To natomiast zagraża nie tylko gospodarce, ale też strategicznym interesom Polski w długiej perspektywie.