W czasie wczorajszego Apelu Jasnogórskiego bp Antoni Długosz odniósł się w modlitwie do problemu nielegalnej migracji, który coraz bardziej dotyka Polskę. Duchowny modlił się w intencji służb, które chronią granic państwa. Prosił też za działaczami organizującymi się w ramach Ruchu Obrony Granic.
- „Kochana Matko, jak co wieczór przechodzimy do Ciebie, by powiedzieć Ci nasze małe prywatne troski, ale też i ukazać wielkie narodowe problemy. Przychodzimy, by prosić Ciebie o wstawiennictwo za nami u Twojego Syna. Dziś chcemy modlić się za obrońców naszych granic. Tych w mundurach strażników granicznych, żołnierzy, policjantów, celników, Wojska Obrony Terytorialnej, ale również wolontariuszy z Ruchu Obrony Granic. Tych, którzy bezinteresownie organizują patrole”
- mówił.
Mówiąc o imigrantach „przerzucanych na naszą stronę niczym przedmioty” przez niemieckich funkcjonariuszy, hierarcha przywołał felieton o. prof. Dariusza Kowalczyka SJ, który zwrócił uwagę, że „niektórzy nadal twierdzą, że biednych ludzi, którym szukają swojego miejsca na ziemi trzeba bezwarunkowo otworzyć granicę i dać im socjal, bo tego wymaga miłosierdzie. Tyle, że miłosierdzie nie oznacza naiwności, braku roztropności, czy też po prostu zdrowego rozsądku”.
Bp Długosz zwrócił w swojej modlitwie uwagę, że Polacy wielokrotnie zdali egzamin z chrześcijańskiego miłosierdzia.
- „Matko Boża, Ty wiesz, że Polacy zdali egzamin, kiedy trzeba było otworzyć drzwi dla milionów uciekających Ukraińców. A w imię miłości bliźniego potrafili zapłacić najwyższą cenę za pomoc Żydom. W czasie II Wojny Światowej zginęła nie tylko beatyfikowana rodzina Wiktorii i Józefa Ulmów z Markowej, ich siedmioro dzieci, w tym jedno nienarodzone. Ich liturgiczne wspomnienie obchodzimy w poniedziałek 7 lipca. Ale znamy też inne polskie rodziny, które za swoich żydowskich sąsiadów oddały życie. To rodzina Kowalskich, Baranków czy Książków spod Miechowa. My Polacy wiemy, co to miłosierdzie, a nie oznacza ono, że mamy otwierać drzwi przed wszystkimi nielegalnymi emigrantami”
- podkreślił.
Przestrzegł w tym kontekście przed zagrożeniami związanymi z islamizacją Europu.
- „To nie rozwiązuje problemów Afryki i Bliskiego Wschodu, ale tworzy nowe poważne problemy w krajach, do których przybywają. Kilka dni temu do internetu trafiły nagrania pokazujące ogromny tłum muzułmanów, którzy otoczyli katedrę świętego Patryka w Melbourne i manifestowali swoją dominacją nad chrześcijanami. Od kilkudziesięciu lat postępuje islamizacja Europy poprzez masową imigrację. To, co obserwujemy teraz w Polsce, to zaledwie początek. Tak samo zaczynało się na Zachodzie. A przecież twój wierny sługa, Maryjo, kardynał Stefan Wyszyński powtarzał: I chociażby obwieszczono na transparentach najrozmaitsze wezwania do miłowania wszystkich ludów i narodów, nie będziemy temu przeciwni, ale będziemy żądali, abyśmy mogli żyć przede wszystkim duchem, dziejami, kulturą i mową naszej polskiej ziemi, wypracowanej przez wieki życiem naszych praojców. Stąd istnieje obowiązek obrony kultury rodzime”
- powiedział.
Bp Długosz zwrócił uwagę na zdrowy rozsądek biskupów z Afryki i Bliskiego Wschodu, którzy przestrzegali Europę przed otwarciem się na masową imigrację.
- „Zdrowym rozsądkiem wykazało się wielu biskupów Afryki i Bliskiego Wschodu, którzy jeszcze na początku wielkich ruchów migracyjnych do Europy przestrzegali przed migracją. Argumentowali, że Afryka ma wiele problemów, ale rozwiązanie ich nie może być przyjmowanie wszystkich ludów do Europy. Trudno się z tym nie zgodzić. Przecież przybycie milionów młodych Afrykańczyków do Europy nie sprawi, że w Afryce nastanie pokój i nie będzie głodnych dzieci. Biskupi w Afryce wiedzą, co obecnie potrzebuje ich ojczyzna i Kościół. Nie ulegają globalistycznym ideologiom takich ludzi, jak miliarder z Węgier”
- stwierdził.
- „O sterowaniu migracyjnym mówi także dobitnie, pochodzący z Gwinei kardynał Robert Sarah. To przegranie globalizowania świata poprzez wygaszanie narodów. Każdy z nas winien żyć we własnym środowisku. Tak, jak drzewo, wszyscy mają swoją glebę, swoje środowisko, gdzie wyrastają na wielkich ludzi. Lepiej pomagać ludziom rozwijać się w ich kulturze, niż zachęcać ich do Europy, gdzie się degradują”
- dodał.