Kilka dni temu gruchnęła wieść, że Leon XIV nie zamierza odwoływać „Traditionis custodes” – dokumentu, którym papież Franciszek poważnie ograniczył możliwość sprawowania Mszy świętej w tzw. rycie trydenckim.
Powiedział o tym nuncjusz apostolski w Wielkiej Brytanii. Według jego słów, biskupi mogą występować do Stolicy Apostolskiej, by otrzymywać dyspensę na okres dwóch lat od niektórych ograniczeń – ale odwołania dokumentu nie będzie.
W części internetu pojawiło się duże niedowierzanie. Niektórzy katolicy tradycyjni uznali, że to nie może być prawda i nuncjusz na pewno coś przekręcił albo w ogóle tak nie powiedział. Ich zdaniem Leon XIV jest przecież ewidentnie bardziej „konserwatywny” od Franciszka, dlatego niewątpliwie cofnie „Traditionis custodes”.
Stawiam tezę, że nie ma najmniejszego powodu, by tak rzeczywiście miało być. W połowie września opublikowano wywiad z Leonem XIV, gdzie został zapytany o swoje plany dotyczące Mszy trydenckiej. Papież nie wiedział za bardzo, co miałby zrobić. Jego zdaniem środowiskom tradycyjnym powinna wystarczyć możliwość udziału w nowym rycie Mszy świętej, tyle, że po łacinie. Z wywiadu wynikało dość ewidentnie, że Ojciec Święty nie orientuje się w temacie, a chęć uczestnictwa w Mszy trydenckiej uważa za jakąś dziwną ekstrawagancję.
W 2021 roku papież Franciszek podjął niezwykle twarde decyzje. W „Traditionis custodes” napisał, że wyłącznie nowe księgi liturgiczne – czyli te opublikowane po II Soborze Watykańskim – są wyrazem rytu rzymskiego. To oznacza w praktyce, że według Franciszka księgi liturgiczne dla Mszy trydenckiej – nie wyrażają już rytu rzymskiego. W ten sposób Msza trydencka staje się jakby bezpodstawna, zawieszona w formalnej próżni – sprawuje się ją, ale nie wiadomo, na jakiej podstawie. To dziwne, ale tak ujął to Franciszek. Co więcej, napisał też list do biskupów, w którym tłumaczył swoje motywacje. Stwierdził tam kategorycznie, że wszyscy katolicy, którzy uczestniczą w Mszy trydenckiej, mają z biegiem czasu zostać doprowadzeni do udziału w nowym obrzędzie. Mówiąc krótko, Franciszek zadekretował „śmierć” Mszy trydenckiej – tyle, że śmierć odroczoną.
Nie wiem, czy ten wyrok jest „prawomocny”. W 2007 roku papież Benedykt XVI udzielił Kościołowi swobody sprawowania Mszy trydenckiej. Tłumacząc swoją decyzję wskazał, że nie można zakazać tradycyjnego rytu mszalnego, jako że to rzecz uświęcona – a to, co było przez wieki święte, musi być takim i dla nas. Wydaje się, że miał rację – problem w tym, że inni papieże tak nie uważają. W końcu reformę liturgiczną przeprowadził Paweł VI. Zaakceptował ją Jan Paweł II. Do zakazów wrócił Franciszek. Innymi słowy – liturgiczna „opcja” Benedykta XVI ma przeciwko sobie co najmniej trzech następców św. Piotra.
W Kościele obowiązuje zasada „par in parem non habet potestatem” – równy nie ma władzy nad równym. Oznacza to, że w kwestiach, które nie wynikają bezpośrednio z Objawienia Bożego, papieże nie mogą „wiązać” swoich następców, wszyscy zachowują tu wolność. Dlatego Franciszek uznał, że „wolność” udzielona Kościołowi przez Benedykta XVI nie jest wiecznotrwała. Doszedł do wniosku, że środowiska tradycyjne związane z Mszą trydencką „szkodzą” Kościołowi, bo przedstawiają wizję wiary, która jest już jakoby nieaktualna. Dlatego wprowadził swoje zakazy i rozpoczął powolne wygaszanie wspólnot trydenckich na całym świecie.
Gdyby Leon XIV był bliski perspektywie Benedykta, może wróciłby do jego „wolności”. Wszystko wskazuje jednak na to, że nie jest jej bliski. Leon został ukształtowany intelektualnie w latach 70. i 80. Na amerykańskich uczelniach królował wówczas progresywny katolicyzm, a za jednego z głównych nauczycieli uchodził niemiecki postępowy jezuita, Karl Rahner. Wszystkie badania pokazują, że to pokolenie księży, z którego wywodzi się Leon, jest zdecydowanie bardziej liberalne, niż na przykład młodsze pokolenia. Leon wielokrotnie to zresztą pokazał: przyznał się do wspierania Demokratów w USA, krytykuje karę śmierci, jest promigracyjny, nie chce szczególnie akcentować kwestii aborcji, kładzie dużą wagę na ochronę klimatu, jest otwarty na dialog ze środowiskami LGBT – i tak dalej. W tym kościelnym światopoglądzie nie ma po prostu miejsca dla Mszy trydenckiej.
Środowiska, które związane są z tradycyjną liturgią, reprezentują zupełnie inną wizję teologiczną. Nie znajdzie to aprobaty Leona XIV. Na taką aprobatę trzeba będzie jeszcze poczekać kilkadziesiąt lat – aż do władzy w Kościele dojdą ludzie, którzy nie są uformowani przez posoborowego „ducha” w ujęciu Rahnera i innych progresistów.
Autor jest publicystą portalu PCh24.pl
