Nie milknie burza po skandalicznej, ale też niebezpiecznej z punktu widzenia interesów Polski publikacji Instytutu Pamięci Męczenników i Bohaterów Holokaustu Yad Vashem, w której napisano, że „Polska była pierwszym krajem, w którym Żydzi zostali zmuszeni do noszenia charakterystycznej żółtej odznaki, aby odizolować ich od okolicznej ludności”, nie wspominając przy tym, że Polska znajdowała się wówczas pod okupacją Niemiec. Poza skandalicznym wpisem, zaskakują też reakcje polskiego resortu dyplomacji. Dziś do resortu wezwany został ambasador Izraela Jaakow Finkelstein. Nie przyjął go jednak szef MSZ, a wiceminister Wojciech Zajączkowski. Co więcej, Wiewiór poinformował też, że Polska… nie domagała się przeprosin za skandaliczny wpis.

- „Strona polska nie oczekiwała przeprosin, tylko zmiany tego wpisu, więc ważne jest, jakie są nasze oczekiwania. Ambasador Izraela wyraził swoje zrozumienie dla naszej reakcji i jest jak najbardziej to przyjęte po stronie Izraela. Mamy nadzieję, że to poskutkuje”

- stwierdził.

Postawę MSZ skomentował były wiceszef tego resortu Paweł Jabłoński.

- „W zasadzie to chyba trzeba odetchnąć z ulgą, że sami nie zaczęli przepraszać… Wstyd. Po prostu wstyd”

- napisał poseł PiS.

Jakie obowiązki przeszkodziły wicepremierowi Radosławowi Sikorskiemu przyjąć izraelskiego ambasadora nie wiemy. Wiemy za to, że miał on dziś… spotkanie autorskie wokół swojej książki „Z okopu do Europy”, na co uwagę zwróciła europoseł Anna Bryłka z Konfederacji.

- „Minister Radosław Sikorski nie znalazł dziś czasu na spotkanie z ambasadorem Izraela. Mamy przełom ws. Ukrainy, jego rzecznik sugeruje, że właśnie tym zajmuje się jego przełożony. Tymczasem… Sikorski reklamuje swoje książki i ma dzisiaj spotkanie autorskie w Krakowie”

- zauważyła.