Uszkodzenia na tym odcinku S1, oddanym do użytku w 2008 roku, zaczęły być widoczne już po kilkunastu latach eksploatacji. W 2019 roku kontrole wykazały oznaki erozji korpusu drogowego. Mimo prób ogłoszenia przetargów naprawczych, wszystkie propozycje przekraczały zakładany budżet. Problemy proceduralne i finansowe skutecznie odwlekały remont. Dopiero w 2022 roku udało się wybrać wykonawcę dokumentacji, choć i ten etap przeciągnął się przez konieczność rozwiązania kwestii prawnych związanych z gruntami pokrytymi wodami.

W międzyczasie sytuacja uległa dramatycznemu pogorszeniu. Na początku 2024 roku, po intensywnych opadach i roztopach, doszło do osunięcia muru oporowego i krawędzi jezdni. Eksperci GDDKiA wskazywali, że wieloletnie nasiąkanie gruntu, deformacja koszy gabionowych, uszkodzenie kanalizacji deszczowej i odwodnienia powierzchniowego doprowadziły do katastrofy technicznej.

Co jednak szczególnie niepokojące, odkryto, że ktoś mógł celowo przyczynić się do eskalacji szkód. W trakcie prac naprawczych wykonawca stwierdził, że górne warstwy koszy gabionowych zostały przecięte – najprawdopodobniej przy użyciu narzędzi. To właśnie te konstrukcje odpowiadały za stabilizację zbocza i nasypu. Prace trzeba było wstrzymać, rozebrać uszkodzone elementy i wykonać je od nowa, co dodatkowo opóźniło cały remont.

Koszt odbudowy wyniósł ostatecznie 17,7 mln zł. W ramach prac rozebrano zniszczoną nawierzchnię, odbudowano podbudowę oraz wzmocniono nasyp. W jego dolnej części umieszczono specjalny materac geosyntetyczny z geosiatek i kruszywa, który ma przeciwdziałać przyszłym podtopieniom i erozji gruntu. W trakcie robót kierowcy musieli korzystać z objazdów.

Dziś ruch na odcinku został już przywrócony, jednak pojawia się pytanie: czy przypadkowe uszkodzenia mogły doprowadzić do tak dużych strat, czy może było to sabotaż? GDDKiA nie wyklucza dalszych działań wyjaśniających.