Wielokrotnie powtarzanym argumentem w debacie publicznej jest istnienie „10 milionów Polaków za granicą”. Często słyszymy też o „500 tysiącach Polaków w Kazachstanie, którzy tylko czekają na powrót”. Rzeczywistość jest jednak dużo bardziej złożona.

Jak wyjaśnia serwis Kartografia Ekstremalna, w Kazachstanie do polskiego pochodzenia przyznaje się tylko 35 tys. osób, a język polski zna zaledwie 7 tysięcy z nich. W podobnej sytuacji są inne kraje Ameryki Południowej – jak Brazylia czy Argentyna – gdzie rzeczywiście żyją potomkowie dawnych polskich emigrantów, ale ich tożsamość narodowa i językowa już dawno uległy rozmyciu.

Z kolei w USA liczba „10 milionów Polaków” to mit. Według spisu powszechnego z 2020 roku, do polskich korzeni przyznaje się ok. 9 mln obywateli USA, ale to głównie trzecie, czwarte, a nawet piąte pokolenie. Znaczną część stanowią osoby, które z Polską nie łączy już ani język, ani realna więź kulturowa.

Nawet gdyby Polska zdołała przyciągnąć część diaspory – co samo w sobie byłoby niezwykle kosztowne i logistycznie trudne – nie zmieni to znacząco trajektorii demograficznej - czytamy. Potrzeba byłoby bowiem milionów osób w wieku produkcyjnym i rozrodczym, gotowych natychmiast osiedlić się w Polsce i integrować ze społeczeństwem. To nierealne.

Naturalną alternatywą wydaje się więc imigracja – ale tutaj napotykamy opór społeczny. Polacy są sceptyczni nie tylko wobec przybyszów z Bliskiego Wschodu czy Afryki, ale również wobec imigrantów z Ukrainy i Białorusi. Wciąż żywa jest obawa przed obcą kulturą, destabilizacją społeczną i konkurencją na rynku pracy.

W obliczu dramatycznych prognoz demograficznych i ekonomicznych, Polska potrzebuje nowej, realistycznej polityki ludnościowej. Nie wystarczy już liczyć na dzietność, która od lat nie przekracza 1,3 dziecka na kobietę. Nie można też zakładać, że „Polacy z zagranicy wrócą i rozwiążą problem”. To zbyt wygodna iluzja.

Trzeba odpowiedzieć na kluczowe pytania: jak wspierać dzietność nie tylko w sferze deklaracji, ale też realnie – przez dostęp do mieszkań, żłobków, stabilnego zatrudnienia? Jak zabezpieczyć przyszłość emerytalną społeczeństwa, które się kurczy?