Według tureckich mediów oraz Dyrektoriatu Generalnego ds. Morskich Turcji, drony rosyjskie trafiły w zacumowany tankowiec, powodując na pokładzie poważny pożar. Cała 16-osobowa turecka załoga została sprawnie ewakuowana i nie odnotowano żadnych ofiar.

Ukraińskie służby ratownicze próbują opanować sytuację, prowadząc gaszenie oraz kontrolowane wypalanie gazu — jedna z koniecznych procedur przy tego typu zagrożeniach.

Rumunia natychmiast podjęła decyzję o ewakuacji mieszkańców miejscowości Pluaru i Ceatalchioi, położonych tuż przy granicy na Dunaju. Jak podaje Associated Press, działania objęły kilkaset osób.

Lokalne służby szacują, że hipotetyczna eksplozja mogłaby mieć promień rażenia nawet 5 kilometrów, co zagrażałoby obu miejscowościom. Rumuńska stacja Braszow FM potwierdza, że alarm ogłoszono niemal natychmiast po rozpoznaniu skali zagrożenia.

Kolejne rosyjskie ataki w regionie

Atak na turecki tankowiec nie jest jedynym incydentem z ostatnich dni.

  • 14 listopada Rosja ponownie uderzyła pociskiem Iskander w ambasadę Azerbejdżanu w Kijowie — strategicznego sojusznika Turcji. Baku wezwało rosyjskiego ambasadora i wystosowało notę protestacyjną.
  • W nocy z 16 na 17 listopada rosyjskie rakiety trafiły w Bałakliję w obwodzie charkowskim — zginęły trzy osoby, a dziesięć zostało rannych, w tym dzieci.
  • Kolejny ostrzał dotknął obwód chersoński, gdzie odnotowano jedną ofiarę i liczne zniszczenia infrastruktury mieszkalnej.

Co zrobi Ankara?

Uderzenie w turecką jednostkę może wywołać reakcję polityczną Ankary, która już wcześniej ostro komentowała zagrożenia dla swoich obywateli i sojuszników. Turcja uważnie monitoruje sytuację, a obserwatorzy przewidują, że może zażądać wyjaśnień zarówno od Rosji, jak i od partnerów w NATO.