W sprawie aborcji Karol Nawrocki wyrażał się zawsze w sposób pryncypialny, wskazując też na swoją własną historię rodzinną – jego żona, będąc w nastoletnim wieku w trudnej sytuacji, urodziła dziecko, dziś 21-letniego Daniela. Co istotne prezydent-elekt jest przeciwnikiem zabijania również chorych dzieci, co odróżnia go od tzw. frakcji Mateusza Morawieckiego w PiS. Odrzuca powrót do tak zwanego „kompromisu aborcyjnego” sprzed 2020 roku, kiedy można było uśmiercać dzieci chore między innymi na zespół Downa. To bardzo ważne, zwłaszcza dziś, kiedy w Polsce coraz częściej zabija się dzieci na zaświadczenie od psychiatry. Oby nowy prezydent wykazał się odwagą i w imię wierności nauce Kościoła oraz gwoli obrony prawa naturalnego podjął wysiłki zmierzające do ukrócenia tego haniebnego, krwawego procederu.
Karol Nawrocki zdecydowanie krytykował też in vitro, powołując się na nauczanie Kościoła katolickiego. W debacie z prezydentem Warszawy Rafałem Trzaskowskim otwarcie zadeklarował, że nie będzie tej procedury w żaden sposób wspierać. Oby tak rzeczywiście było. Ustępujący prezydent Andrzej Duda w grudniu 2023 roku podpisał ustawę, która pozwoliła na finansowanie in vitro z budżetu. Miał w tym wsparcie wspomnianej wcześniej frakcji w PiS. Karolowi Nawrockiemu trudno będzie to odwrócić, ale można mieć nadzieję, że podejmie w tej sprawie jakieś starania. Rzecz nie budzi, niestety, większego zainteresowania społecznego, ale jest przecież niesamowicie poważna. W ramach in vitro mrozi się ludzie zarodki, z których znaczna część zostaje skazana na śmierć. Już papież Benedykt XVI w kontekście in vitro ostrzegał przed duchem „cywilizacji Antychrysta”. Zło in vitro jest szczególnie podstępne, bo łatwo przedstawić je pod pozorami dobra.
Prezydent-elekt odrzucał też pomysły zalegalizowania związków partnerskich czy pseudo-małżeństw homoseksualnych. Można liczyć, że nie wpadnie w tej sprawie w żadną pułapkę, zgadzając się na przykład na rozwiązania pośrednie, które w intencji tęczowych rewolucjonistów są pierwszym krokiem do ustabilizowania formalnych związków. To na przykład pomysły dotyczące nowego statusu osoby najbliższej. W Polsce trzeba chronić jednoznaczny porządek cywilizacji, który pozwala na budowanie trwałych związków wyłącznie mężczyznom i kobietom. Wszystko inne jest zaburzeniem tego ładu i jako takie, nie powinno być popierane.
Wreszcie kluczowym elementem nauki Kościoła, o którą trzeba dziś walczyć, jest polska suwerenność. Narody mają do tego, by stanowić same o sobie. Karol Nawrocki w kampanii wyborczej podkreślał wielokrotnie, że nie zgodzi się na oddawanie żadnych kolejnych istotnych kompetencji Unii Europejskiej. Ustępujący prezydent Andrzej Duda proponował swego czasu, by w polskiej konstytucji zapisać członkostwo w UE. Inicjatywa była dyskutowana sześć lat temu, ale do dziś stanowi przykład poważnego błędu, którego realizacja mogłaby skutkować poważnym ograniczeniem zakresu polskiej niepodległości. Mam nadzieję, że Karol Nawrocki takich pomysłów zgłaszać nie będzie, stojąc na straży niezawisłości naszej Ojczyzny. Od tego zależy przecież również swoboda działalności Kościoła katolickiego – w wielu krajach unijnych dziś już bardzo ograniczona ustawami o tzw. mowie nienawiści.
Przed Karolem Nawrockim staje ogromna szansa. Najbliższe dwa lata, o ile rząd Donalda Tuska nie upadnie, będą czasem trudnym i nacechowanym walką z bezprawiem, którego ten rząd nieustannie się dopuszcza. Jeżeli po wyborach parlamentarnych w 2027 roku uda się jednak stworzyć nową, prawicową większość, wówczas rola prezydenta będzie szczególna: jako głowa państwa mógłby patronować głębokiej, konserwatywnej reformie wielu obszarów polskiego życia publicznego, zniszczonych przez rządy Koalicji Obywatelskiej. Można mieć nadzieję, że z Karolem Nawrockim jako prezydentem, uda się w Polsce ustanowić w 2027 roku władzę, która nawiązując do inicjatyw rozpoczętych przez rząd Beaty Szydło w latach 2015-2017, przejdzie do historii jako najbardziej prawicowa w całej III RP.