Do przerażającego zdarzenia doszło 17 grudnia ub. roku. Pięciu zamaskowanych mężczyzn wybiło szybę i wdarło się do domu 49-latka. Napastnicy, przy użyciu młotka i noża grozili mu pozbawieniem życia. Ofierze związano ręce, bito pięściami po głowie i polewano gorącą wodą. W końcu pokrzywdzony zdradził kod do sejfu, z którego napastnicy ukradli blisko 1000 zł. Z domu zabrali również zegarek wart 80 tys. zł oraz złotą bransoletkę o wartości 40 tys. zł. W domu przebywał w tym czasie 12-letni chłopiec, któremu napastnicy związali ręce i nogi.
Dotychczas śledczy nie postawili nikomu zarzutów. Policja wciąż ustala sprawców. W tym celu m.in. użyto psa tropiącego, zabezpieczono monitoring oraz przesłuchano pokrzywdzonego i świadków.
W rozmowie z portalem Fakt.pl pokrzywdzony zdradził, że napastnicy mówili po ukraińsku.
- „Spałem głęboko, gdy nagle usłyszałem huk tłuczonej szyby. Nim zdążyłem zareagować, pięciu zamaskowanych mężczyzn wdarło się do środka. Byli błyskawiczni, zorganizowani. Jeden z nich trzymał młotek, reszta rzuciła się na mnie, zanim zdążyłem zrozumieć, co się dzieje”
- powiedział Witold Bachaj.
Opisując tortury, którym był poddawany podkreślił, że „to przeżycie zmienia człowieka”.
- „Tłukli mnie po głowie, polewali wrzątkiem z czajnika, zabrali z kuchni największy nóż i przyłożyli mi do gardła. Krwawiłem, miałem ręce związane tak mocno, że straciłem czucie. Chcieli kod do sejfu, a ja – sparaliżowany strachem – po prostu go zapomniałem. Każda sekunda trwała wieczność. Nie wiedziałem, czy umrę już teraz, czy za pięć minut”
- relacjonował.
Mężczyzna zapowiedział nagrodę w wysokości 100 tys. zł za pomoc w schwytaniu sprawców.