Zacznijmy od USA, którego obywatele są mistrzem świata w poziomie konsumpcji.

 

PKB USA nominalne jak i per capita długoterminowo rośnie, jednak są to serie wzlotów i upadków, przeplatane wieloma kryzysami i boomami rynkowymi. Wraz ze wzrostem zastraszająco rosną wydatki konsumpcyjne Amerykanów. Oprócz wysokiego poziomu konsumpcji Amerykanie wyróżniają się również wysokim poziomem inwestycji kapitałowych szczególnie w indeksy giełdowe.

Dla porównania średni poziom konsumpcji na świece wynosi 56% PKB.

 

Chiny są mistrzem rozwoju gospodarczego.

 

Średni chiński wzrost PKB w latach 1992-2024 wynosił aż 8,8%. Oznacza to, że Chińczycy bogacą się nieprzerwanie od 30 lat. Jeśli jednak tak jest to ekonomiści spodziewają się odwrotnej zależności. To znaczy, powszechnie zakłada się, że biedna wspólnota gospodarcza przeznacza większość dochodu na konsumpcję detaliczną niż bogata.

 

Dochody rosną, a konsumpcja spada, czyli chiński paradoks.

 

Pomimo niskiego poziomu z jakiego startowali obywatele ChRL konsumpcja przeciętnego chińczyka spada w stosunku do wskaźnika PKB. Nie oznacza to, że Chińczycy biednieją. Jest wprost przeciwnie, w Chinach rośnie sprzedaż dóbr konsumpcyjnych takich jak samochody, artykuły AGD,.elektroniki użytkowej itd. Analizowałam wzrost sprzedaży na lokalnym rynku i wygląda na to,.że Chińczycy pomimo tego, że są jeszcze narodem relatywnie mniej zamożnym niż Amerykanie czy Europejczycy to niewysoki wskaźnik konsumpcji pozwala im zaspokoić wszystkie potrzeby.

 

Co więc się dzieje z tak dużą nadwyżką? Przecież chińskie społeczeństwo ma bardzo ograniczone możliwości inwestowania w derywaty.

Po dłuższych poszukiwaniach odpowiedzi na to pytanie wydaje się, że znalazłem rozwiązanie tej zagadkowej sytuacji.

 

Derywaty w kraju uprzemysłowionym do tego stopnia, że nazywany jest "fabryką świata" są atrakcyjna opcją inwestowania. Inwestorzy mogą zakładać wzrost cen akcji, obligacji, rynku Forex, surowców, kruszców itd. Okazuje się jednak, że dane ekonomiczne nie wskazują aby Chińczycy dystrybuowali nadwyżki powstałe z różnicy pomiędzy dochodami, a konsumpcją detaliczna do tej klasy aktywów.

 

Więc gdzie te pieniądze?

Odpowiedzią jest rynek nieruchomości.

Szybkie uprzemysłowienie zmiany społeczno-ekonomiczne, których jednym ze skoków był eksodus siły roboczej że wsi do miast. Metropolie przemysłowe rozrastały się w szalonym tempie. Pracownicy nowych fabryk musieli gdzieś mieszkać. PKB rosło, a wraz z nim podążały ceny nieruchomości. Od nowego millenium "betonowe inwestycje" przynosiły największe zyski, a przecież społeczeństwo, które opuściło wsie i przewodziło się do miast i tak musiało gdzieś mieszkać. Od roku 2016 do 2022 średnie ceny stale rosły w tempie porównywalnym do PKB. W pierwszym kwartale szybki wzrost został zatrzymany przez bańkę na rynku, jednak w największych metropoliach mieszkania nadal zyskiwały na wartości. W 2025 roku największe chińskie miasta notują najwyższy na świecie współczynnik cen nieruchomości do średnich zarobków. Przykładowo jeśli polskie miasto Łódź notuje współczynnik wartości nieruchomości do dochodu na poziomie 7,9 to w Pekinie wynosi on aż 35,1. Oznacza to, że statystyczny mieszkaniec Pekinu na mieszkanie musi wydać ponad cztery razy więcej przeciętnego dochodu niż mieszkaniec miasta Łodzi

 

Setki milionów Chińczyków zakupiło mieszkania.

 

To wysokie ceny nieruchomości i kredyty hipoteczne, które Chińczycy zaciągali na kupno swoich czterech ścian są przyczyną rozbieżności pomiędzy dochodami, a konsumpcją. Chiński rynek nieruchomości mieszkaniowych stał się największym pod względem wolumenu na świecie. Zaznaczyć należy zaznaczyć, że jest to rynek hermetyczny, gdyż w nieograniczony sposób inwestować na nim mogą wyłącznie Chińczycy. Cudzoziemcy by zakupić nieobecność w Chinach muszą spełniać kilka warunków.

Taka sytuacja wynika jednak z konieczności. Nieruchomość w Chinach jest traktowana jako zaspokojenie potrzeb życiowych jak i inwestycja.

Dodatkowo wydaje się, że Chińczycy licząc na stale rosnące zyski po prostu przeinwestowali.

 

Betonowe złoto nie takie płynne.

 

Szacuje się, że w Chinach jest 48 milionów mieszkań, które zostały sprzedane, a są w trakcie budowy oraz około 70 milionów, które zostały oddane, ale są niezamieszkałe.

Dodatkowo deflacja spowodowała zaburzenie modelu inwestycyjnego opartego na założeniu permanentnego wzrostu cen. Należy zaznaczyć, że nieruchomości są inwestycją długoterminową. Na chwilę obecną gospodarka Chin przychodzi zadyszkę, a kredytobiorcom pozostało spłacać raty i liczyć na powrót koniunktury.