1. Istnieje dość rozpowszechniona opinia, że ludzie nauki są zazwyczaj agnostykami i że nauka oddala od Boga. W jakim stopniu jest to zgodne z prawdą?
Niezwykłe postępy nauki, zwłaszcza na przestrzeni dwóch ostatnich stuleci, skłaniały niekiedy do uwierzenia w to, że jest ona w stanie sama odpowiedzieć na wszystkie pytania człowieka i rozwiązać wszystkie jego problemy. Niektórzy doszli do wniosku, że Bóg nie będzie już więcej potrzebny. Ufność pokładana w nauce miała wyprzeć wiarę.
Trzeba dokonać wyboru - mówiono - pomiędzy nauką a wiarą: albo wierzyć w jedną, albo obrać drugą. Ten, kto prowadzi badania naukowe, nie potrzebuje Boga; ten zaś, kto chce wierzyć w Boga, nie może być poważnym uczonym, ponieważ pomiędzy nauką i wiarą występuje niemożliwa do pokonania sprzeczność.
2. Sobór Watykański II wyraził całkiem odmienne przekonanie. W konstytucji Gaudium et spes stwierdził: Dlatego też badanie metodyczne we wszelkich dyscyplinach naukowych, jeżeli tylko prowadzi się je w sposób prawdziwie naukowy i z poszanowaniem norm moralnych, naprawdę nigdy nie będzie się sprzeciwiać wierze, sprawy bowiem świeckie i sprawy wiary wywodzą swój początek od tego samego Boga. Owszem, kto pokornie i wytrwale usiłuje zbadać tajniki rzeczy, prowadzony jest niejako, choć nieświadomie, ręką Boga, który wszystko utrzymując, sprawia, że rzeczy są tym, czym są" (36).
Istotnie, można stwierdzić, że zawsze istnieli i wciąż istnieją znakomici uczeni, którzy w kontekście swoich doświadczeń jako ludzie nauki w sposób pozytywny i z pożytkiem przeżywali wiarę w Boga. Przeprowadzony przed pięćdziesięciu laty sondaż, który objął 398 najwybitniejszych uczonych, ujawnił, że tylko 16 spośród nich uważa się za niewierzących, 15 za agnostyków, a aż 367 za wierzących.
3. Rzeczą jeszcze bardziej interesującą i pożyteczną jest zdanie sobie sprawy z tego, dlaczego wielu uczonych - zarówno obecnie, jak i w przeszłości - uważa, że rygory poszukiwań naukowych oraz szczere i radosne uznanie istnienia Boga nie tylko mogą iść w parze, ale także tworzyć doskonałą całość.
W uwagach, które będąc niejako duchowym dziennikiem, często towarzyszą ich pracy naukowej, z łatwością można dostrzec dwa splatające się ze sobą elementy: pierwszym z nich jest to, że same badania, dotyczące rzeczy największych i najmniejszych, prowadzone przy zachowaniu najsurowszych rygorów, zawsze pozostawiają miejsce dla dalszych pytań w nie mającym końca procesie, odkrywającym w rzeczywistości bezmiar, harmonię i finalizm, których nie da się wytłumaczyć ani w kategoriach przypadkowości, ani za pomocą samych źródeł naukowych. Dołącza się do tego nieuchronne pytanie o sens, o wyższą racjonalność, czy wręcz o coś lub Kogoś, kto może zaspokoić wewnętrzne potrzeby, których wyrafinowany postęp naukowy nie tłumi, ale je wyostrza.
4. Dokładniejsza obserwacja wykazuje, że przejście do religijnej afirmacji nie dokonuje się samo przez się, na drodze naukowej metody doświadczalnej, ale na mocy podstawowych zasad filozoficznych, takich jak zasada przyczy-nowości, celowości, racji dostatecznej, które uczony jako człowiek stosuje w codziennym kontakcie z życiem i z badaną przez siebie rzeczywistością. Co więcej, będąc we współczesnym świecie przednią strażą, która pierwsza dostrzega ogromną złożoność, a zarazem wspaniałą harmonię rzeczywistości, uczony jest dzięki temu uprzywilejowanym świadkiem możliwości zaakceptowania religii, jest człowiekiem zdolnym do tego, by ukazać, że przyjęcie transcendencji nie tylko nie szkodzi autonomii i celom pracy badawczej, ale pobudza ją do nieustannego przekraczania siebie w doświadczeniu objawiającej autotranscendencji tajemnicy człowieka.
Jeśli weźmie się ponadto pod uwagę, że zwiększające się horyzonty pracy badawczej, zwłaszcza w dziedzinach dotyczących samych źródeł życia, dostarczają niepokojących pytań związanych z prawidłowym wykorzystaniem zdobyczy naukowych, nie dziwi nas fakt, że uczeni coraz częściej domagają się pewnych kryteriów moralnych, będących w stanie odciągnąć człowieka od wszelkich arbitralnych osądów. A któż, jeśli nie Bóg, może ustanowić porządek moralny, w którym godność człowieka, każdego człowieka, będzie stale chroniona i popierana?
Oczywiście, religia chrześcijańska, która nie może przyznać racji pewnym twierdzeniom ateizmu czy agnostycyzmu powiadanym w imię nauki, z równą iowczościąnie przyjmuje wypowiedzi Bogu, które nie mają ścisłych podstaw w procesie rozumowania.
5. Warto w tym miejscu wysłuchać racji skłaniających wielu uczonych do twierdzenia w sposób pozytywny o istnieniu Boga i przyjrzeć się ich osobistemu stosunkowi do Boga, do człowieka, do wielkich problemów i najwyższych wartości życia, który stanowi dla nich oparcie. Jakże często cisza, medytacja, twórcza wyobraźnia, pełne pogody patrzenie z dystansem na rzeczy, społeczny sens odkryć, czystość serca - stają się silnymi bodźcami otwierającymi przed nimi świat znaczeń, które nie mogą pozostać niezauważone przez nikogo, kto równie lojalnie i z miłością dąży do poznania prawdy.
Wystarczy tu przypomnieć włoskiego uczonego Enrica Mediego, zmarłego przed kilkoma laty, który w swoim przemówieniu podczas Międzynarodowego Kongresu Katechetycznego w Rzymie w 1971 r. powiedział: Mówię do młodego człowieka: »spójrz, oto nowa gwiazda, galaktyka, gwiazda neutronowa, oddalona o 100 milionów lat świetlnych. A przecież tamte protony, elektrony, neutrony, mezony są identyczne z tymi, z których składa się ten mikrofon. Identyczność wyklucza prawdopodobieństwo. To, co jest identyczne, nie może być prawdopodobne. A więc istnieje przyczyna, poza przestrzenią, która owemu bytowi nadała właściwy mu kształt. Tą przyczyną jest Bóg«.
Mówię językiem nauki, że istnieje byt, który jest sprawcą identyczności rzeczy oddalonych. A ilość identycznych cząsteczek we wszechświecie wynosi 10 podniesione do 85 potęgi. [...] Czy podejmiemy zatem pieśń galaktyk? Gdybym był Franciszkiem z Asyżu, powiedziałbym: »O galaktyki bezkresnych przestworzy, wysławiajcie mojego Pana, bo jest wszechmocny i dobry. O atomy, protony, elektrony, o ptasie śpiewy, o szumie liści i powietrza, które znajdujecie się pod władzą człowieka, jak modlitwa, śpiewajcie hymn, który powraca do Boga!«".
Jan Paweł II (17.7.1985)