Od początku bieżącego roku zaostrza się ukraińsko-węgierski konflikt dotyczący kwestii rozpoczęcia negocjacji akcesyjnych między Unią Europejską a Ukrainą. Przewodnicząca komisji europejskiej Ursula Von Der Leyen podkreśla, że Ukraina, pomimo wojny, krok po kroku wprowadza wymagane ze strony EU reformy i dlatego nie widzi przeszkód dla rozpoczęcia negocjacji. Węgry natomiast w tym roku zaostrzyli swoje stanowisko wobec Kijowa. Za pretekst posłużyła kwestia ochrony praw mniejszości węgierskiej na ukraińskim Zakarpaciu. Kijów deklaruje gotowość do wypracowania kompromisu, natomiast Budapeszt stawia raczej ostre warunki. Wymaga cofnięcia ustaw o szkolnictwie, które Kijów wprowadził w ostatnich latach i przywrócenia stanu sprzed 2015 roku. To natomiast, w warunkach Ukrainy, jest wymóg trudny do zrealizowania. Paradoks sytuacji polega również na tym, że absolutna większość ukraińskich Węgrów jest przeciwna polityce Budapesztu i popiera akcesję Ukriany do Unii oraz kompromis na linii Kijów-Budapeszt. Polityka Viktora Orbana w praktyce więc idzie na przekór swoim rodakom, o losy których ma się troszczyć. Budapeszt przygotowuje w tej chwili kolejne argumenty, dlaczego przystąpienie Ukrainy do Unii jest nie do zaakceptowania. Tłumaczy, iż Ukraina jako członek wspólnoty będzie zagrożeniem dla bezpieczeństwa i dobrobytu Węgrów. Decyzja o przystąpieniu do Unii wymaga jednomyślności i dlatego każdy kraj członkowski może stawiać Ukrainie swoje warunki na każdym z etapów negocjacji. W tym ... Polska. 

Zastanówmy się, na ile przystąpienie Ukrainy do Unii może być zagrożeniem dla nas, a na ile szansą i zyskiem? Na ile też zagrożeniem może stać się Ukraina pozostająca poza Unią? 

Polska i Ukraina są sąsiadami mocno związanymi pod względem ekonomicznym i handlowym, pomimo pewnych podziałów na poziomie politycznym, które te kraje w ostatnich latach dzielą. Polska ma ogromną nadwyżkę w handlu z Ukrainą i jest jednym z kluczowych partnerów handlowych dla tego kraju. Ukraińskie sklepy spożywcze są pełne produktów polskich marek, a w sklepach budowlanych można znaleźć polskie materiały budowlane. Dzieje się to pomimo braku większego wsparcia ze strony polskich władz dla rodzimego biznesu w jego ekspansji na Wschód. Po prostu polski biznes całkiem dobrze radzi sobie samodzielnie, wytrzymując konkurencję na lokalnym rynku. Mimo to, istnieją również spore napięcia w stosunkach ekonomicznych dwóch krajów. Ważną kwestią jest ukraińska produkcja rolna, która jest w stanie wytwarzać duże ilości taniego zboża i innych produktów rolnych, wysyłanych do Europy dla przetwarzania. To z kolei uderza w polskiego rolnika. Struktura rolnictwa ukraińskiego sprawia, iż ma on ogromną przewagę pod tym względem nad rolnikiem polskim i jest w stanie mocno uderzyć w ten sektor naszej gospodarki. Jednocześnie firmy zajmujące się przetwarzaniem i wytwarzaniem gotowych produktów zapewne ucieszyłyby się z możliwości importowania produktów rolnych z Ukrainy. Grozi to utratą rodzimej produkcji i jest już kwestią bezpieczeństwa żywnościowego naszego kraju. Czyli kwestią bezpieczeństwa. Polska nie może sobie na to pozwolić, nawet jeżeli dla polskiego biznesu i przyrostu PKB masowy import z Ukrainy byłby być może nawet korzystny. 

W czerwcu tego roku Ukraina i Komisja Europejska poinformowały o wynegocjowaniu nowej umowy handlowej, przewidującej stopniowe wprowadzenie wszystkich unijnych norm w ukraińskim rolnictwie do 2028 roku, żeby zrównać producentów ukraińskich z unijnymi pod względem kosztów produkcji i standardów wytwarzanego produktu. W ramach tej umowy kwoty na ukraińskie towary zostały zwiększone. Ukraiński eksport produktów, które szczególnie mocno uderzają w producentów europejskich (w tym polskich), miał być znacznie rozszerzony w porównaniu z poprzednią umową. Eksport pozostałych kategorii został zliberalizowany. Ukraina w zamian w całości zdejmuje cła na większość eksportu produktów unijnych do Ukrainy. Podobna umowa z jednej strony może być korzystna dla Polski ze względu na wielki eksport polskich produktów do tego kraju, z drugiej strony trzeba rozumieć, że nawet po wprowadzeniu unijnych norm, ukraińscy producenci nadal będa mieli duża przewagę, wynikającą po prostu ze struktury ukraińskiego rolnictwa. Więc sedna problemu to nie rozwiąże. 

Nie oznacza to jednak, że tego problemu nie można rozwiązać w ogółe. Ukraina tak czy inaczej będzie zmuszona dostosować swoją produkcję do warunków unijnych nie tylko pod względem norm. Jej interesy zetkną się tutaj nie tylko z polskimi, ale i z wieloma innymi dużymi graczami, np. z Francją. Polska powinna wykorzystać tę sytuację, by zwiększyć swój nacisk na Ukrainę i wynegocjować takie warunki, które nie będą uderzały w polskiego rolnika. Wewnątrz Ukrainy już od pewnego czasu toczą się dyskusje w tej sprawie. Ukraińcy uważają, że struktura ich rolnictwa jest ich przewagą i nie zamierzają się jej pozbywać. Zamiast tego mają inny plan. Chcą wykorzystać swoje możliwości i elastyczność sektora rolniczego, by dostosować się do wielkiego unijnego rynku. By znaleźć w nim odpowiednią niszę i przestawić się na zwiększoną produkcję tych typów towarów, których na rynku europejskim brakuje. Czy im się to uda czy nie, czas pokaże, jednak przy aktywnej postawie Polski uważam, że kwestia rolnictwa nie jest tą kwestią, która ma stanowić problem nie do przezwyciężenia. Tym bardziej, że jak pokazuje praktyka i bilans handlowy, nie jest to ulica z jednostronnym ruchem. Korzyści z handlu żywnością czerpią obie strony. 


Stabilna, rozwijająca się Ukraina w praktyce nie musi więc stanowić zagrożenia dla Polski, ale może być możliwością dla polskiego biznesu. Bo dane pokazują, iż polski biznes dobrze sobie radzi i zarabia na ukraińskim rynku nawet teraz. Polska wbrew pozorom ma tutaj wiele przewag nad konkurentami. Wynika to po prostu z geografii i kwestii logistycznych. Rosnący ukraiński rynek to też rosnący rynek dla zbytu polskich produktów żywnościowych. Z drugiej strony brak porozumienia z Ukrainą i zwykłe jej blokowanie będzie pchało ten kraj w stronę zwiększonych inwestycji w przetwarzanie wewnątrz samej Ukrainy, co z kolei może oznaczać, że stracimy swoje przewagi i w tym sektorze. Bo ukraińskie agroholdingi w praktyce są wielkimi korporacjami, które mają spore zasoby i możliwości pozyskania na zachodzie pieniędzy dla inwestowania w rozbudowę i modernizację produkcji. Dobrze to pokazuje sytuacja ukraińskiego sektora rolniczego podczas wojny i to, jak szybko sektor ten adaptuje się do ciężkich warunków oraz nadrabia poniesione straty. Rynek ukraiński tak czy inaczej nawet bez przystąpienia do Unii będzie się integrował z europejskim, więc nie możemy uciec od konieczności opracowania własnej strategii budowy stosunków z Ukrainą w kontekście konkurencji naszych sektorów rolniczych.