Według danych przytaczanych przez agencję Bloomberg, wartość skonfiskowanego przez państwo rosyjskie majątku prywatnego od początku pełnoskalowej inwazji na Ukrainę w 2022 roku wyniosła już niemal 50 miliardów dolarów. Rosnąca dziura budżetowa powoduje, że proceder ten przyspiesza – liczba przejęć wzrosła trzykrotnie w ciągu ostatnich 12 miesięcy. To pokazuje skalę zjawiska i jego centralne miejsce w obecnym systemie finansowania państwa rosyjskiego.

Preteksty są różne. Kreml powołuje się na „interes narodowy”, „zwalczanie korupcji”, „ekstremizm” czy rzekome błędy prywatyzacji z lat 90. W praktyce jednak chodzi o jedno: zasilenie budżetu wojennego za wszelką cenę. Rosyjskie sądy – podporządkowane politycznie – w większości przypadków jedynie zatwierdzają decyzje zapadające na wyższych szczeblach. „Sądy tylko potwierdzają to, co dawno ustalono gdzie indziej” – mówi anonimowy moskiewski prawnik cytowany przez Bloomberga.

Przejmowane przedsiębiorstwa trafiają do państwowych struktur lub są błyskawicznie sprzedawane nowym właścicielom, a uzyskane środki – jak otwarcie przyznał minister finansów Anton Siłuanow – są przeznaczane na potrzeby państwa. W 2023 roku wpływy z takich licytacji były 132 razy wyższe niż planowano, co pokazuje, że Kreml uczynił z nacjonalizacji stały element finansowej strategii wojennej.

Przypadki konfiskat dotyczą zarówno małych przedsiębiorców, jak i gigantów rosyjskiego przemysłu. Represje obejmują m.in. byłych oligarchów, ludzi biznesu związanych z opozycją lub tych, którzy nie wykazali wystarczającego entuzjazmu wobec reżimu. Nawet marginalne podejrzenia o kontakty z Zachodem, niechęć do udziału w wojennym wysiłku gospodarczym czy próby zachowania niezależności mogą skutkować przejęciem majątku.

To wszystko powoduje gigantyczny odpływ inwestorów zagranicznych, którzy już w 2022 roku zaczęli masowo wycofywać się z Rosji. Ale co ważniejsze – rodzi także paraliż wewnętrzny. Rosyjscy przedsiębiorcy przestają inwestować i ograniczają działalność, ponieważ nie mają żadnej gwarancji bezpieczeństwa. Prawo stało się narzędziem politycznym, a władza pokazuje, że może w każdej chwili dowolnie zmienić zasady gry.

Kremlowska propaganda próbuje przedstawiać ten proces jako odzyskiwanie kontroli nad majątkiem narodowym i naprawianie „nieprawidłowości transformacji ustrojowej”. Ma to przemówić do społeczeństwa żyjącego w coraz większej biedzie i karmionego opowieściami o zewnętrznych wrogach.

Konfiskaty firm to nie tylko ekonomiczna taktyka – to dowód desperacji reżimu. Kreml nie radzi sobie z kosztami wojny, nie umie znaleźć alternatywnych źródeł dochodu i coraz chętniej sięga po rozwiązania przypominające stalinowską politykę grabieży. Problem polega na tym, że ta metoda działa tylko raz – a potem zostaje tylko zgliszcze.

Putin może jeszcze przez jakiś czas łatać budżet „nieskończonym źródłem pieniędzy”, jakim jest majątek prywatny. Ale kiedy ten rezerwuar się wyczerpie – a to nieuniknione – przyjdzie moment, w którym zabraknie już wszystkiego: pieniędzy, zaufania, pracowników, inwestorów i – w końcu – samego państwa.