W pięknym mieście Końskie determinacja dwóch niezależnych od ekipy Tuska telewizji „W Polsce24” i TV „Republika” uniemożliwiła pewien bardzo perfidny plan. Sztab Rafała Trzaskowskiego, jak się zdaje, planował rzucić Karolowi Nawrockiemu wyzwanie pojedynku jeden na jeden, a następnie poprzez podległą sobie TVP przyłączyć do debaty na wybranych przez siebie warunkach TVN i Polsat.
Z góry założono, że obie konserwatywne stacje zostaną wyłączone z debaty. Zakładano, że Nawrocki uzna, iż lepiej wystartować nawet w niekorzystnych warunkach niż narazić się na obrzucanie przydomkiem „tchórza”. Ten plan nie udał się dzięki błyskawicznej mobilizacji stacji braci Karnowskich i Tomasza Sakiewicza, które zorganizowały debatę na koneckim rynku, a które dodatkowo wsparła część pozostałych kandydatów. W ten sposób złamano monopol Trzaskowskiego, a w miarę rozwoju awantury wszystkie trzy telewizje przestraszyły się możliwych konsekwencji prawnych i zepchnęły na sztab Trzaskowskiego organizację telewizyjnego starcia.
Dziś, gdy ta intryga się nie udała, można z niej się śmiać. Ale równie dobrze mogło się to zakończyć brutalnym potraktowaniem Nawrockiego w studiu, który miałby przed sobą pewnego siebie kandydata Platformy i trzech prześcigających się w insynuacjach propagandzistów udających dziennikarzy trzech stacji. To pokazuje, że im bliżej będzie daty kolejnych dwóch tur wyborów, tym bardziej wyrafinowanych chwytów można spodziewać się ze strony ekipy Tuska.
I nie miejmy złudzeń. TVN i Polsat posłusznie będą postępować za szpicą, którą stanowi telewizja pod wodzą Tomasza Syguta, dyrektora generalnego spółki Telewizja Polska w likwidacji, a przed powołaniem na tę funkcję – podwładnego Trzaskowskiego, jako członka miejskiej spółki autobusowej w Warszawie.
Debata pokazała, że Trzaskowski jest już wymęczony kampanią i bardzo łatwo wpada w ton rozdrażnienia. Jego ironiczne lub agresywne zaczepki wypadają bardzo źle w debatach. Na tym tle jego główny rywal Karol Nawrocki wypadał znacznie naturalniej. Ciągle jeszcze widać jego pewną sztywność, ale też widać efekty wejścia w rolę kandydata prezydenckiego, którą ćwiczył na setkach spotkań w ostatnich trzech miesiącach. Dla Nawrockiego transmitowanie jego wypowiedzi w trzech największych stacjach to była bodaj pierwsza okazja pokazania się widzom tych stacji.
Rolę buntownika wobec Tuska próbuje odgrywać Szymon Hołownia, który przedstawia się tak, jakby w ogóle nic nie miał wspólnego z Koalicją 13 grudnia. Pytanie, czy jego sprawność politycznego wodzireja uwiedzie dużo ludzi? Magdalena Biejat zabłysnęła jedynie odebraniem tęczowej flagi Trzaskowskiemu, który otrzymał ją od Nawrockiego i tchórzliwie schował pod pulpitem. W rolę współczesnego Stańczyka wcielił się w dość dobrym stylu Krzysztof Stanowski.
No i wreszcie dwaj wielcy przegrani. Sławomir Mentzen z Konfederacji i Adrian Zandberg z partii Razem uznali, że wydarzenia w Końskich będą groteskowym cyrkiem. Tak się nie stało i obaj dżentelmeni stracili okazję do błyśnięcia w mających ogromną oglądalność debatach. Zwłaszcza Mentzen, który zatrzymał się w swoim politycznym wzlocie może pluć sobie w brodę.
Cały ten pełen emocji polityczny piątek jest ostrzeżeniem, że obrońcy zasad demokracji muszą niezwykle czujnie patrzeć na ręce Tuskowej władzy. Strach pomyśleć, co jeszcze można nawymyślać. Optymistyczne jest za to to, że determinacja obrońców zasad demokracji potrafi być szybsza i konstruktywniejsza. Oby tak było przy kolejnych próbach chybotania kampanijną łodzią.