1/ Na Kijów!
Zacznę od rzeczy pozytywnych. Uważam, że sam fakt wizyty i prowadzenia dialogu na Ukrainie jest czymś dobrym. Ci, którzy czytają mnie od dłuższego czasu, dobrze wiedzą, iż wskazywałem na ten problem wielokrotnie - żaden dialog polsko-ukraińskiego w zasadzie nie istnieje. Kontakty na poziomie liderów państw nie mogą się zamienić na szerokie kontakty elit i społeczeństw i prawdziwą dyskusję na tematy trudne w tych relacjach. Wspomniany polski think tank podjął wysiłek. Nawiązał pewien kontakt z Ukraińcami, był w stanie z pomocą tych ludzi zorganizować cały szereg spotkań z deputowanymi ukraińskiego parlamentu, z urzędnikami, wojskowymi, przedstawicielami przemysłu obronnego. Panowie z polskiego think tanku byli w stanie zaobserwować procesy, które dla mnie są oczywistością, ale którym mało uwagi przykłada się w Polsce. W tym kraju analizy dotyczące Ukrainy, moim zdaniem, są często podatne na pewne trendy i emocje społeczne. Najpierw był trend na romantyzowanie Ukrainy i analizy się tworzyło w odpowiedzi na to zapotrzebowanie, teraz jest trend na sceptyczne podejście i podkreślanie tylko negatywnych procesów w tym kraju. A prawda jak zawsze jest gdzieś pośrodku. Ukraina jest i jeszcze długo będzie krajem borykającym się z nieefektywnym zarządzaniem, niekompetentnymi elitami, ale jednocześnie ten sam kraj ma drugą stronę medalu. Ukraińcy wykazują się ogromną innowacyjnością i młode pokolenie programistów i inżynierów ukraińskich tworzy tam w tej chwili zaplecze przemysłowe dla ich armii, składające się z setek prywatnych firm zbrojeniowych. Które z kolei mogą się stać podstawą jej gospodarki w przyszłości, jeżeli ten kraj wojnę przetrwa. Ukraina więc jednocześnie boryka się z wieloma poważnymi wewnętrznymi problemami, które mogą doprowadzić do jej zguby, ale też i robi znaczący postęp w trudnych warunkach, reformuje się, rozwija przemysł i technologie. Panowie z polskiego think tanku byli w stanie te zjawiska na Ukrainie zauważyć, przeanalizować i przekazać polskiej publiczności. Jak i wiele innych cennych obserwacji dotyczących ukraińskiego życia politycznego, z którymi mogę się zgodzić.
Ale niestety z tą wizytą wiążą się również pewne problemy. Opisuję to w szczegółach, bo dla mnie jest to dobra ilustracja pokazująca, dlaczego polska polityka na wschodzie jest mało skuteczna. Podstawowym problemem tej wizyty polskiego think tanku było środowisko, z którym ten się związał na Ukrainie. Panowie określają go jako "partie propolską", zainteresowaną budowągłębszej współpracy z Polską. Sugerują nawet, że jest to wpływowa grupa w świecie ukraińskiej polityki, która ma tam dobre perspektywy i możliwe jest, że obejmie kiedyś władzę w kraju. Atutem tego środowiska ma też być ich antynacjonalistyczne nastawienie. Ich krytyczny stosunek do polityki ukraińskich władz w sprawie Wołynia i szerzej rozumianej polityki historycznej Kijowa. Brzmi obiecująco, prawda? Wreszcie ktoś, na kogo można postawić na tej Ukrainie. Z tym tylko, że to wszystko jest nieprawdą.
Wspomniane ukraińskie środowisko to ukraiński dziennikarz Jurij Romanienko i szereg zwolenników tych idei, które głosi na kilku swoich platformach medialnych. Chodzi o jego kanał YouTube i internetowe media o nazwie "Chwylia". Żeby zobrazować, o co mi chodzi z tą "partią propolską", spróbuję zbudować pewną analogię. Analogie oczywiście bardzo umowną, ale taką, która pozwoli zrozumieć na poziomie emocjonalnym, co jest sednem problemu. Proszę sobie wyobrazić, że w Polsce wykształciło się jakieś proniemieckie środowisko. Samo siebie nazywa absolutnie patriotycznym, zupełnie nie proniemieckim, ale jednocześnie deklaruje, że polski jest językiem niepełnowartościowym. Jest ubogi w odróżnieniu od niemieckiego i nie nadaje się dla świata nauki, wysokiej kultury i promowania kraju we współczesnym świecie. Jak dobrze się składa, że współtworzyliśmy z Niemcami niegdyś Rzeszę, trzeba czcić wspólną historię, osiągnięcia i promować niemiecki w imię sukcesu kraju. A ten, kto jest przeciwko, to zacofane średniowiecze i skrajny nacjonalista. Później do Polski przyjeżdża grupa ekspertów od geopolityki z Ukrainy rozmawiać o ważnych sprawach i jako partnera i promotora wybiera właśnie to środowisko. Jaki będzie stosunek Polaków do tego typu środowiska i tego typu postawy Ukraińców? Napisałem to i pomyślałem, że w sumie niektórym działaczom ukraińskim takie podejście jest bliskie, jak pokazują wypowiedzi ukraińskich polityków. Więc ten absurd działa w obie strony.
W rzeczywistości, kiedy jedziesz do innego kraju, bez znaczenie jest jakie środowisko tam jest dla ciebie bardziej wygodne i przyjazne. Kiedy budujesz kontakty, musisz być bardzo ostrożny i starannie analizować, jakie tendencje polityczne są w tym kraju i w jaką stronę zmierzają nastroje społeczne. By zamiast spokojnej rozmowy o przyszłości nie wywołać negatywnych emocji do siebie, które zamkną ci drogę do współpracy. Problemem wyżej wspomnianego polskiego think tanku, jest to, że jest przyzwyczajony ignorować tego typu czynniki społeczne i poglądowe jako nieistotne w hierarchii interesów. Tak, jak gdyby emocje społeczne w kraju demokratycznym nie istniały i nie wpływały na percepcję. Zresztą drugą stroną medalu jest to, że i ukraińskie elity i eksperci bardzo mało wiedzą o sytuacji politycznej i społecznej w Polsce i zachowują się tutaj jak słoń w składzie porcelany. Obserwuje uważnie ukraińską dyskusję o Polsce i widzę przyzwyczajenia do korzystania z daleko idących uproszczeń i stereotypów.
Środowisko Juria Romanenki na Ukrainie uważane jest przez coraz większe grono Ukraińców za słabo ukrytą opcję prorosyjską. O nacjonalistach nie wspominam, bo tamci wprost ich uważają za agentów Kremla. Trendy na ukrainizację życia publicznego, kultury, nauki, mediów, polityki, szkolnictwa spowodowane naciskiem rosyjskim na Ukrainie są nie do zatrzymania. Jedynym sposobem, by je zatrzymać, jest zwycięstwo Rosji w wojnie. To jest naturalny skutek wojny i nie bez powodu dwójka ostatnich prezydentów Ukrainy zaczynała jako rosyjskojęzyczni faceci, mówiący o tym, że kwestia języka, kultury, religii ma drugorzędne znaczenie, a kończyli jako niemal ukraińscy nacjonaliści. Polityk, który chce się utrzymać przy władzy w stolicy Ukrainy, ulega wspomnianym trendom i nastrojom społecznym i dlatego przechodzi tę transformację. A ten, kto w ukraińskich uwarunkowaniach trzyma się rosyjskiej "wielkiej kultury i rosyjskiego jako języka nauki i progresu", jest skazany na marginalizację. W tej chwili Jurij Romanienko zebrał wokół siebie szereg bardzo kontrowersyjnych postaci o takich poglądach. Takich, jak na przykład już wszystkim nam znany, Oleksij Arestowicz. Media Romanienki są jedyną platformą, na której jeszcze może głosić swoje poglądy na temat Ukrainy. Wszystkie pozostałe media, w których się pojawia, są rosyjskie. Na temat poglądów Arestowicza mam osobny artykuł, link do którego znajdą Państwo w komentarzach.
Bezpośrednio w dwugodzinnej dyskusji o geopolityce na kanale Romanienki wzięła udział inna wręcz groteskowa postać - filozof Serhij Daciuk. I to wskazuje na realny poziom tej dyskusji z ukraińskiej strony. Daciuk głosi poglądy, które można uznać nie tylko za kontrowersyjne, ale i mocno oderwane od jakiejkolwiek rzeczywistości. Z obowiązku od czasu do czasu czytam jego teksty, po to właśnie, by rozumieć w jaką stronę dryfuje to środowisko. Daciuk na przykład opublikował tekst o tym, co uważa za zwycięstwo w wojnie dla Ukrainy. Uważa za zwycięstwo sytuację, w której i ukraińskie i rosyjskie społeczeństwa zrozumieją bezsensowność wojny, porozumieją się nad głowami własnych elit i zakończą wojnę wchodząc w ten sposób wspólnie na wyższy etap własnego rozwoju ku lepszej przyszłości. Piękna wizja wzięta wprost z kosmosu. Z powodu takich wizji, których publikuje bardzo dużo, na Ukrainie tego człowieka raczej poważnie nikt nie traktuje i nie zaprasza do poważnej dyskusji o losach kraju. Czy to na pewno jest ta osoba, z którą jest sens dwie godziny dyskutować o "wielkiej strategii "? Mam wątpliwości.
Oczywiście Jurij Romanienko i jego otoczenie ma nieduże szanse w ukraińskiej polityce. W sondażach nie znajdziecie przedstawicieli tego środowiska, bo żaden ośrodek badawczy nie uważa, by to miało sens. W odróżnieniu od takich postaci jak gen. Załużny czy twórca jednej z największych fundacji proobronnych w kraju Serhij Prytuła. te postacie, mimo że nie zamierzają na razie kandydować, mają ogromne perspektywy i zaufanie społeczne, więc pojawiają się regularnie w rankingach. Romanienko ma niewielkie, jak na skalę Ukrainy, możliwości medialne i ma pewne kontakty w polityce, które można wykorzystać. Ale nie ma za sobą żadnej siły politycznej i nie jest związany z żadnym politykiem czy grupą polityków, którzy mieliby szanse na objęcie nie tylko władzy w Kijowie, ale nawet władzy regionalnej. Dziennikarz ten swego czasu mocno wspierał Zełeńskiego i reklamował go w kampanii wyborczej sądząc, że mają wspólne poglądy na przyszłość Ukrainy. Podejrzewam, że w ramach samoreklamy Romanienko trochę dezinformował swoich kolegów z Polski odnośnie swoich wpływów na Ukrainie. Oczywiście, sama wizyta polskich ekspertów od geopolityki wywołała spore zainteresowanie w Kijowie. Ja bym powiedział, że zainteresowanie, które przewyższa realne wpływy tego polskiego think tanku w Polsce. Bo potraktowano tych polskich panów, jako osoby mające duży wpływ na podjęcie decyzji w Polsce. Co oczywiście jest trochę na wyrost i po części jest produktem tak samo przesadnej reklamy ze strony środowiska Romanienki, który z kolei próbuje wykorzystać Polaków do zbudowania własnej pozycji i wagi na Ukrainie. Możliwości do budowania kontaktów ze środowiskami, które mają realny wpływ na obecną wojnę, rozwój przemysłu czy politykę międzynarodową na Ukrainie, polski think tank miał. Z niektórymi z tych ludzi pewnie nawet się spotkał. Tyle że "propolską partią" w swoich ocenach uczynił grupę kontrowersyjnych i dość marginalnych działaczy.
Podejrzewam, że wspomniany wyżej "pewien znany polski think tank" zbudował partnerstwo z tymi ludźmi, którzy po prostu mówią to, co polski odbiorca chce usłyszeć,a nie szukał tych, którzy mają realny wpływ i perspektywy, by przekonać ich do swoich racji. I obawiam się, że ta współpraca szybko rozczaruje polskich ekspertów od geopolityki.
2. Brak działania rodzi próżnię
A teraz przejdźmy do bardziej poważnego problemu. Wojna na wschodzie w naturalny sposób tworzy potrzebę dialogu pomiędzy tymi krajami, które są na celowniku Rosji. W Kijowie, jak pokazała wizyta wspomnianego think tanku z Polski, zainteresowanie rozmową o geopolityce i przyszłości z Polakami jest duże. Ale jednocześnie Polski tam na wschodzie po prostu nie ma. Są pojedynczy Polacy. Wolontariusze, historycy, dziennikarze, którzy budują kontakty osobiste na wschodzie. Ale nie ma Polski jako kraju. Pisałem o tym wiele razy i napiszę znowu - moim zdaniem POLSKA NIE MA REALNEJ POLITYKI WSCHODNIEJ. I ta nieobecność jest tego pochodną. Polska nie ma realnego wyznaczonego celu, który chce osiągnąć w swoich relacjach m.in. z Ukrainą i dlatego nie ma też do tego żadnego planu. No a skoro nie ma planu, to nie ma też i potrzeby rozpoznania, budowania narzędzi wpływu na sytuację, budowania miękkiej siły na wschodzie. Ta pasywność stwarza próżnię, którą wypełniać próbują prywatne osoby tak, jak potrafią. Jak potrafią opisałem wyżej.
Dlaczego dla Polski ważne jest, by budować takie kontakty i prowadzić rozmowę z Ukraińcami na szerokim froncie? Bo bez tego polityka polska na wschodzie zawsze będzie nieskuteczna. Ona jest nieskuteczna przede wszystkim dlatego, że polscy decydenci nie wiedzą jak i z kim rozmawiać i jakie narzędzia wybierać, by osiągnąć swój cel. Brakuje rozeznania i wiedzy odnośnie ukraińskiej polityki i społeczeństwa, co można zmienić tylko jeżeli na różnych poziomach prowadzi się z nimi dyskusję. Na poziomie biznesu, ekspertów politycznych, organizacji pozarządowych, uniwersytetów i środowisk studenckich. Na poziomie historyków, dziennikarzy i oczywiście wojskowych. Piszę o tym raz za razem. Przemyślana polityka wschodnia jest niezbędna, ponieważ po prostu nie można odpuścić sobie Ukrainy i zapomnieć o jej istnieniu z tego powodu, że ona nie zachowuje się tak, jakby nam się chciało. NIE DA SIĘ. Bo sytuacja tam wpływa na nas bezpośrednio. Czasem mam natomiast wrażenie, że polscy decydenci uważają, że pasywność jest najbezpieczniejszą strategią. Trzeba przeczekać, nie zajmować stanowiska, nie przejawiać inicjatywy, trzymać się swoich osiągnięć i starych sojuszu i niech wielcy tego świata decydują o przyszłości regionu, a my jakoś się wpasujemy w tę sytuację. W imię zasady, że nie przegrywa ten, kto nie gra. I stąd nie przejmujemy inicjatywy, nie budujemy tej polityki, nie inwestujemy w nią. Nie ma nas tam, gdzie nasza obecność byłaby wręcz wskazana. Na naszym bezpośrednim przedpolu. To jest bardziej optymistyczne tłumaczenie. Bardziej pesymistyczne jest takie, że po prostu nie potrafimy i nie mamy tradycji i kompetencji w budowaniu tego typu polityki. Zresztą nie jest ważne, dlaczego tak jest. Ta sytuacja grozi nam tym, że inni za nas zadecydują o przyszłości naszego regionu, a nas nawet nie zapytają o zdanie.
Bardzo popularna w Polsce jest obecnie teza, iż trzeba przechodzić do bardziej ostrych stosunków transakcyjnych z Ukrainą. "Musimy się uczyć pragmatyzmowi od sąsiadów z Zachodu" - mówią. Stosunki transakcyjne to tak naprawdę jedyny cywilizowany rodzaj stosunków między państwami, więc ja z tą tezą w pełni się zgadzam. To jest jedyny sposób zbudowania stałej współpracy bez rozczarowań i wzajemnych pretensji. Ale wyobraźcie sobie, że chcecie kupić, coś drogiego i ważnego dla was bez żadnej analizy rynku. Nie sprawdzacie sprzedawców, nie oglądacie tego, co kupujecie, nie sprawdzacie stanu przedmiotu, nie badacie rynku, ceny itd. Co się stanie w takiej sytuacji? Kupicie u pierwszego lepszego oszusta za ogromne pieniądze coś, czego nie potrzebujecie. Albo nic w ogóle nie otrzymacie. TO JEST TRANSAKCYJNOŚĆ PO POLSKU. TAKIE PODEJŚCIE NIE MOŻE W ŻADNYM WYPADKU PRZYNIEŚĆ SUKCESU. I właśnie po to, by osiągnąć sukces, trzeba inwestować w umowne "badanie rynku". Trzeba wiedzieć, z kim rozmawiać, a z kim nie warto, trzeba wiedzieć, czego oczekiwać od tego czy innego działacza i polityka. Jakie notowania i wpływy on ma na Ukrainie. Co i komu zaproponować, by osiągnąć swój cel. Wreszcie trzeba być świadomym, czego się nie osiągnie za żadne "pieniądze". I skończyć już powtarzać banały o tym, jak słabe, skorumpowane, niecywilizowane, nieefektywne, "turańskie" jest to państwo i naród, jako usprawiedliwienie dla braku jakiejkolwiek polityki na wschodzie. Działać trzeba w tych warunkach, jakie są.
Polska ma w ręku wielu kart, którymi mogłaby zagrać w tym wypadku. Polska ma możliwości. Podam kilka przykładów. W Polsce przebywa w tej chwili rzesza ukraińskich dziennikarzy posługujących się swobodnie tak ukraińskim, jak i polskim. Ogromna liczba tłumaczy. Co stoi na przeszkodzie tworzenia dwujęzycznego medium polsko-ukraińskiego z wykorzystaniem tego zasobu? Ukraińcy są bardzo słabo poinformowani i świadomi wewnętrznych układów w Polsce i Unii Europejskiej. Zróbmy więc kanał, gdzie będziemy mówić o tych sprawach po ukraińsku. Niech wybrzmi gdzieś polski głos w sprawach trudnych mówiący po ukraińsku. Niech będzie to platforma dla poważnych dyskusji z udziałem ekspertów obu państw. Czy to jest jakiś ogromny wydatek dla polskiego państwa? Zainteresowanie będzie ogromne. Oczywiście, jeżeli jakość tego typu media będzie na odpowiednim poziomie.
Na Ukrainie w tej chwili jest ogromna liczba małych firm zbrojeniowych, które są bardzo aktywne, innowacyjne i tworzą produkty sprawdzone w walce. Natomiast zdecydowanie brakuje im inwestycji, żeby rozwijać się i zwiększać skalę produkcji. Nawet 100 mln dolarów dla wielu z tych firm to są ogromne pieniądze. Wiele z tych firm niezadowolonych z ukraińskich regulacji prawnych, korupcji i zakazu eksportu ich produktów szuka też dodatkowych miejsc, gdzie można uruchomić produkcję poza Ukrainą. Dlaczego to nie jest szansa dla Polski? Dlaczego nie można wesprzeć tego typu biznesu z korzyścią dla obu państw tak naprawdę?
Jeżeli chodzi o środowiska studenckie, uniwersytety wydaje mi się, że tutaj kontakty były w ciągu ostatniej dekady dość aktywne. Ale głównie polegały one na ściąganiu ukraińskich studentów do Polski. Natomiast ukraińskie środowisko studenckie jest też społecznie aktywne ze względu na to, co się dzieje w ich kraju. Więc jak dla mnie państwo polskie również i tutaj mogłoby tworzyć programy i platformy skierowane bardziej na dialog i współpracę organizacji studenckich. Co byłoby z korzyścią też dla budowania postawy proobronnej w szeregach młodzieży polskiej. Bo młodzież ukraińska jest tym zarażona.
Jeżeli chodzi o biznes, to wielu uważa w Polsce, iż nie mamy szans w konkurencji z gigantami typu Francji czy Niemiec. Ale wielkie pieniądze to nie wszystko, co decyduje o sukcesie. Potrzeba efektywnych mechanizmów, lobbingu interesów własnego biznesu za granicą ze wsparciem państwa. Polska i tutaj ma atuty i przewagi nad konkurencją, których po prostu nie jest w stanie wykorzystać. Polska i Ukraina są związane logistycznie, niektóre firmy ukraińskie wolałyby działać poza zasięgiem rosyjskich rakiet w bezpiecznym otoczeniu, ale w bliskości Ukrainy. Dla działania polskiego biznesu na Ukrainie w umowach biurokracji i korupcjach potrzebna jest osłona polskiego państwa. Trzeba tworzyć odpowiednie organizacje i wzmacniać już istniejące dla ochrony interesów polskiego biznesu. Przy czym trzeba korzystać z wielkiego zasobu Ukraińców, którzy mieszkają w Polsce, znają polskie realia i znają język polski, ale którzy jednocześnie znają też realia ukraińskie i umieją prowadzić sprawy w tych uwarunkowaniach.
I tak dalej ...
Oczywiście ja nie jestem ekonomistą ani wielkim biznesmenem. Ktoś może uznać te pomysły za naiwne, nieprzemyślane, czy nawet pozbawione sensu. Ale oczywistym dla mnie i każdego, kto spojrzy na obecną sytuację, jest to, że żadnych z tych mechanizmów po prostu nie ma. A te nieliczne, które są, nie dają pożądanych efektów. To jest fakt. Więc możemy dyskutować o tym, jakich mechanizmów Polska potrzebuje w swojej polityce wschodniej, ale chyba wszyscy się zgodzimy, że tej polityki po prostu potrzebuje. Trzeba zerwać z tym stanem snu i pasywności, podjąć wysiłek i czasem też zaryzykować.
Ten kto gry nie prowadzi - w rzeczywistości zawsze przegrywa, bo staje się nagrodą dla tych, którzy w grze uczestniczą.
Tekst został opublikowany na profilu Mikołaja Susujewa na Facebooku.