Donald Tusk najpewniej nie spodziewał się, że oddając mikrofon Lechowi Wałęsie, straci głos na kilkanaście minut. Były prezydent nie potrafił zrezygnować z wygłoszenia panegiryku na cześć swojej osoby.

- „Podejrzewam, że tylu słuchaczy co dziś, w życiu już mi się nic nie zdarzy. Na tym spotkaniu chcę powiedzieć, że jestem człowiekiem sukcesu tysiąclecia, tak mówią niektórzy. Robotnik, elektryk, dużo dzieci, cztery profesury honorowe, ponad sto doktoratów, a medali mam więcej jak Leonid Breżniew”

- chwalił się Wałęsa.

Odniósł się też do oskarżeń o współpracę z SB stwierdzając, że to „potwarz”, mająca na celu „zabranie” go narodowi.

Jego wystąpienie jednak wyraźnie znudziło uczestników, którzy brutalnie zakończyli je okrzykami „idziemy”.

- „Jak nie chcecie słuchać, to dziękuję bardzo”

- powiedział były prezydent.