Jak często to bywa na Ukrainie, sprawa ta jest jak medal - ma dwie strony. Z jednej strony ujawnia skalę korupcji w ukraińskich strukturach państwowych. Wskazuje na to, jak w procesy te są uwikłane osoby bliskie władzom i jak korzystają one ze swoich powiązań na szczytach, żeby w przestępczy sposób wyciągać pieniądze z budżetu państwa i zarabiać na kontraktach z państwowymi firmami. Można również z dużym prawdopodobieństwem założyć, że władze państwa zdawały sobie sprawę ze skali prowadzonego śledztwa i zamiast mu sprzyjać, próbowały je storpedować. Stąd próba pozbawienia niezależności organów antykorupcyjnych z lata tego roku.
Z drugiej strony sam fakt ujawnienia tej afery oznacza, że system antykorupcyjny na Ukrainie faktycznie jest niezależny i nie waha się przed uderzeniem w ludzi najbardziej wpływowych i wysoko postawionych. Sama afera korupcyjna czy brak podobnych afer oznaczać mogą tylko tyle, że w jednym wypadku państwo dało radę ze zbudowaniem systemu antykorupcyjnego i istnieją niezależne media, gotowe pisać o tym problemie, a w drugim wypadku brak afery nie zawsze oznacza brak korupcji, tylko brak niezależnych mediów i brak struktur antykorupcyjnych. Tak jak to się dzieje w Rosji, gdzie jedyna niezależna od władz struktura walcząca z korupcją była fundacja Nawalnego, rozbita i zdelegalizowana przez władze kilka lat temu. Na Ukrainie istnieją podobne fundacje w dużej liczbie, istnieje rozwinięta tradycja dziennikarstwa śledczego, istnieje rozbudowana infrastruktura niezależnych organów antykorupcyjnych, która składa się z Biura Antykorupcyjnego, Antykorupcyjnej Prokuratury i Najwyższego Sądu Antykorupcyjnego. Najważniejszym jest to, że istnieje również determinacja społeczeństwa, by wspierać proces oczyszczania Ukrainy z korupcji. Warto przypomnieć, że latem ubiegłego roku Ukraińcy nie bali się masowo wyjść na ulice w obronie niezależności antykorupcyjnych struktur, pomimo stanu wojennego i rosyjskich uderzeń rakietowych.
Gdyby ukraińskiego społeczeństwa nie stać by było na ten wysiłek, gdyby Ukraińcy bali się wyjść na ulice własnych miast lub byliby obojętni, to prawdopodobnie nie byłoby już tego śledztwa i nie byłoby żadnej afery, a przestępcy dalej spokojnie wyciągaliby kasę z ukraińskiego budżetu. Jest to więc historia o korupcji, ale również jest to historia o dojrzałości ukraińskiego społeczeństwa obywatelskiego i o tym, jak reforma systemu walki z korupcją na Ukrainie odnosi swoje poważne sukcesy.
12.11.2025, 20:12
Fot. via Facebook - Wołodymyr Zełenski
Wyciągali miliony z państwowej korporacji. Susujew dla Frondy: Liderem kolega Zełenskiego
10 listopada ukraińskie struktury antykorupcyjne poinformowały o wykryciu grupy przestępczej, która zbudowała system wyciągania kasy z państwowej korporacji Energoatom, kierującej ukraińskimi elektrowniami jądrowymi. Śledztwo miało trwać 15 miesięcy, w jego trakcie nagrano ponad 1000 godzin podsłuchów członków grupy przestępczej, wśród których są ministrowie i wysoko postawieni urzędnicy, a liderem grupy miał być kolega i partner biznesowy prezydenta Zeleńskiego, Pan Timur Mindicz. Grupa przestępcza, działająca w sektorze energetycznym, miała według śledczych „zarobić” na kontraktach dla Energoatomu ok 100 mln. dolarów.
Mikołaj Susujew/Fronda.pl
Podobał Ci się artykuł? Wesprzyj Frondę »
