Jak poinformował wysoki rangą przedstawiciel Białego Domu, Stany Zjednoczone wyślą do Turcji delegację złożoną z sekretarza stanu Marco Rubia oraz specjalnych wysłanników: Steve’a Witkoffa i generała Keitha Kellogga. Trump, przebywający w Arabii Saudyjskiej, nie wykluczył osobistego udziału, ale uzależnił go od "rozwoju sytuacji i obecności Putina".

Jeśli okaże się, że moja obecność coś zmieni, polecę do Turcji. Jeśli nie – nasi ludzie to załatwią – mówił Trump podczas wystąpienia w Rijadzie.

Wbrew wcześniejszym sugestiom, Władimir Putin nie pojawi się w Stambule, choć sam zaproponował datę rozmów – 15 maja. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow poinformował, że skład rosyjskiej delegacji zostanie ogłoszony „gdy zajdzie potrzeba”. Tymczasem niezależne media rosyjskie donoszą, że Kreml nie przygotowuje prezydenckiego wyjazdu, a rozmowami ma kierować prawdopodobnie minister Siergiej Ławrow lub doradca Jurij Uszakow.

Pieskow uderzył też w Unię Europejską, krytykując jej ewentualny udział jako „stronniczy i prowojenny”.

Zupełnie inaczej zachowuje się prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, który zadeklarował gotowość do osobistego spotkania z Putinem. – Czekam na niego w Stambule. Będę tam – i mam nadzieję, że on także się pojawi – mówił w Kijowie, zaznaczając, że Kijów oczekuje 30-dniowego zawieszenia broni, wspieranego przez „Koalicję Chętnych” (USA, Polska, Niemcy, Francja, Wielka Brytania).

Szef jego kancelarii Andrij Jermak ostrzegł, że nieobecność Putina będzie równoznaczna z odrzuceniem pokoju i powinna spotkać się z jednoznaczną reakcją Zachodu.

Zachodni dyplomaci nie kryją irytacji. Minister spraw zagranicznych Niemiec Johann Wadephul wezwał Rosję, by „nie zostawiała pustego krzesła” i ostrzegł, że Berlin nie pozwoli Moskwie przeciągać wojny bez końca.

Z kolei CNN donosi, że Trump poleci do Turcji tylko wtedy, gdy obecność Putina będzie pewna. – Sytuacja jest dynamiczna – przyznał jeden z urzędników.