Na łamach portalu Opoka o. Kowalczyk dzieli się relacją z niedawnej rozmowy z jezuitą pochodzącym z Afryki, który bardzo surowo ocenił Kościół na Zachodzie. Zwrócił uwagę na rozmywanie prawd wiary oraz nauczania na temat moralności, przez co wierni nie słyszą już co jest dobre a co złe, będąc zamiast tego jedynie poklepywanymi po plecach. Ten afrykański duchowny podkreślił, że na jego kontynencie Kościół funkcjonuje inaczej.

- „Kiedy ów współbrat był ostatnio w Afryce, katolicy, którzy wiedzieli, że mieszka i pracuje w Rzymie, pytali go: Co wy tam w tym Watykanie robicie? Wprowadzacie błogosławieństwa dla par homoseksualnych. Przecież to niezgodne z Biblią i dwutysiącletnim nauczaniem Kościoła! Muzułmanie i wyznawcy lokalnych religii się z nas śmieją – dodawali”

- relacjonuje o. Kowalczyk.

Jezuita przywołuje ujawnione ostatnio przez „La Nuova Bussola Quotidiana” pismo kolportowane wśród kardynałów, którego autor dzieli się receptą na obecny kryzys Kościoła. Przekonuje, że następca papieża Franciszka będzie musiał przywrócić w Kościele wiele prawd, między innymi o tym, że „Kościół ma misję nauczania wszystkich narodów”.

Dziś, jak zauważa o. Kowalczyk, mówi się o ewangelizacji, ale jednocześnie przestrzega się przed prozelityzmem. Wezwanie do nawrócenia zastępuje się natomiast „towarzyszeniem”.

- „Zamiast ewangelizacji i katechizacji wielu zdaje się proponować towarzyszenie. Nie jest to pojęcie nowe w Kościele. Towarzyszenie drugiemu jest zasadniczo czymś dobrym. Tyle że dzisiaj nabrało specyficznego znaczenia. Opowiadał mi pewien działacz ruchów na rzecz rodziny o spotkaniu z ważnym kardynałem. Purpurat przekonywał, że nikogo nie wolno osądzać, tylko trzeba towarzyszyć. Na pytania, czy i w którym momencie należałoby kogoś pouczyć, napomnieć, wskazać na to, czego naucza Kościół, czyli po prostu wezwać do nawrócenia, hierarcha odpowiadał niezmiennie, że trzeba towarzyszyć bez narzucania czegokolwiek”

- pisze teolog.

- „Słuchacze odnieśli wrażenie, że takie rozumienie towarzyszenia oparte jest na permanentnej niejednoznaczności, a tego ani Chrystus, ani apostołowie nie uczyli”

- dodaje.

Podkreśla, że „Kościół, który koncentruje się na przepraszaniu, że żyje, na zapewnianiu, że nikogo nie chce nawracać, ale raczej chce słuchać, bo może się od niewierzących lub wierzących inaczej wiele nauczać, Kościół bagatelizujący grzech i mrugający okiem, że miłosierny Bóg i tak wszystkich przecież zbawi, taki Kościół nie tylko traci swoją tożsamość, ale przestaje być komukolwiek tak naprawdę potrzebny”.

Pierwotnie na Fronda.pl: 02.03.2024