Szef Biura Polityki Międzynarodowej Marcin Przydacz spotkał się z wiceministrem spraw zagranicznych Marcinem Bosackim oraz szefem Służby Zagranicznej i Dyrektorem Generalnym Rafałem Wiśniewskim, z którymi omówił kwestie dot. współpracy Kancelarii Prezydenta z Ministerstwem Spraw Zagranicznych. Minister Przydacz podkreślił, że „to było dobre spotkanie i dobrze, że do niego doszło”.

- „Umówiliśmy się co do obecności przedstawicieli MSZ w delegacjach prezydenta wtedy, gdy będzie to potrzebne”

- przekazał.

Wskazał na „paraliż polskiej służby zagranicznej”, do którego doprowadziła postawa ministra Radosława Sikorskiego.

- „W ponad 55 proc. polskich placówek nie mamy dzisiaj ambasadora. Nie ma ambasadora w kluczowych palcówkach z perspektywy naszego interesu. To jest wynik decyzji premiera Donalda Tuska i ministra spraw zagranicznych, za którą prezydent nie ponosi odpowiedzialności”

- zaznaczył.

- „Byliśmy świadkami czasami gorszących dyskusji, gdzie próbowano szantażować albo wymuszać na prezydencie Andrzeju Dudzie pewne decyzje. To się nie udało i jeszcze raz podkreślę – za brak obsady tych placówek odpowiedzialność ponosi i Donald Tusk, i Radosław Sikorski. To oni podjęli decyzję o siłowym zawróceniu 54 ambasadorów bez uzasadnienia merytorycznego”

- dodał.

Zapewnił, że „prezydent jest otwarty na dialog personalny w tym zakresie”.

- „Ale oczekujmy, że po pierwsze będą przestrzegane zasady konstytucyjne, po drugie przepisy ustawy, po trzecie dobra tradycja, że MSZ wycofa się ze złej tradycji próby dominacji i szantażu, a powróci do konstruktywnego dialogu. Nie można się zgodzić na to, aby procedowano kandydatury bez wstępnej zgody Prezydenta RP”

- zastrzegł.

Oświadczył również, że wszystkie kandydatury na ambasadorów, które były procedowane w czasie prezydentury Andrzeja Dudy „w oczywisty sposób muszą zostać powtórzone, ze względu na fakt zasiadania w fotelu prezydenckim innej osoby”.