Zgodnie z zaprezentowanymi planami, przepustowość Lotniska Chopina ma zostać zwiększona do 30 milionów pasażerów rocznie, kosztem 2,4 miliarda złotych. Jednocześnie część samolotów ma być przeniesiona do mniejszych portów w Modlinie, Radomiu i Łodzi, tworząc tym samym coś na kształt "triportu".

Takie rozwiązanie spotyka się z ostrą krytyką komentatorów i polityków w całym kraju, także wyborców Platformy Obywatelskiej i koalicjantów rządu Tuska. Zdaniem wielu, jest to ukryta forma "utopienia" projektu CPK, bez jednoznacznej decyzji premiera o jego zaniechaniu. Zamiast tego ma dojść do powolnego odchodzenia od tej wielkiej inwestycji.

Publicysta "Do Rzeczy" Łukasz Warzecha wprost przyznaje, że jest rozczarowany taką decyzją rządu. Uważa on, że PO, chcąc "zwarcie" z obozem Zjednoczonej Prawicy, doprowadzi do "uśmiercenia" CPK, choć wcześniej wydawało się, że Donald Tusk "pohamletyzuje" i jednak projekt ten ruszy.

Z kolei Joanna Miziołek z "Wprost" ocenia, że odejście od CPK to efekt wojny politycznej PO-PiS, w której "dobry projekt rozwoju Polski jest odkładany w czasie, tak by go uśmiercić". Jej zdaniem, to "państwo małych ambicji" w wykonaniu obecnego rządu Donalda Tuska, stawiające własne polityczne interesy ponad interes kraju.

Obawy dotyczące tej decyzji wyraża też prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców Cezary Kaźmierczak. Ostrzega on, że rezygnacja z CPK i rozbudowa Okęcia może spowodować, że Polska straci szansę na stworzenie hubowego lotniska w regionie Europy Środkowo-Wschodniej, które przypadnie Wiedniowi.

Politycy opozycji, tacy jak Jerzy Polaczek z PiS czy Dariusz Matecki z Suwerennej Polski, również mocno krytykują ten plan, określając go jako "międzynarodowy skandal" i "szkodliwą decyzję", rujnującą ambicje rozwojowe Polski.