Tusk podkreślił, że działania Szmydta "noszą znamiona zdrady państwa". Nie ukrywał też, że cała sprawa jest poważna i dotyczy nie tylko samego sędziego, ale także podejrzeń o wpływy rosyjskiego i białoruskiego wywiadu w Polsce.

Co szczególnie żenujące, Tusk próbuje oskarżąc Prawo i Sprawiedliwość o stworzenie systemu, w którym tacy ludzie jak Szmydta mogli awansować i znajdować się blisko centrum władzy.

Reakcja rządu koalicji 13 grudnia pokazuje bezradność Adama Bodnara, który wcześniej apelował o powstrzymanie się od formułowania "pochopnych i stronniczych ocen" wobec Szmydta. Bodnar twierdził nawet, że "nie ma żadnych dowodów na to, że sędzia Szmydt jest agentem obcego wywiadu".

Prokuratura Krajowa tymczasem wszczęła już śledztwo przeciwko Szmydtowi, opierając się na przepisach o szpiegostwie. Wygląda na to, że bezpieczniej jest ufać rzetelnym organom ścigania niż pobłażliwemu głosowo byłego „obrońcy praw człowieka”.

Decyzja Donalda Tuska wydaje się jednak nieskoordynowana i podejmowana w pośpiechu i jak zawsze spóźniona, co w jego przypadku nie jest niczym nowym.